Kochani, przeczytajcie notatkę na dole xx
-Więc.. - pociągnęłam nosem. - Idźcie na imprezę a ja.. No ja idę. - zaczęłam iść w przeciwną stronę.
-Ronnie, stój! - krzyknął Luke.
Zatrzymałam się i spojrzałam na niego.
-No i gdzie pójdziesz?
-Do Pattie i Jeremiego.
-To kawał drogi! Poczekaj, ja skoczę po samochód i cię zawiozę. - mruknął.
-Przejdę się..
-Nie. Camila, czekaj tu z nią. - powiedział i pobiegł w kierunku swojego domu.
Wywróciłam oczami i usiadłam na krawężniku.
-Nie wolisz iść do mnie albo Luke'a? - spytała po chwili ciszy.
-Macie szkołę i wasze życie, nie będę wam przeszkadzać..
-Nie będziesz przeszkadzać, ale to twój wybór.
-Pójdę do Pattie. - westchnęłam.
Przez resztę czasu siedzieliśmy w ciszy. Nie miałam zamiaru tego przerywać bo na prawdę nie byłam w humorze na jakiekolwiek rozmowy. Po dziesięciu minutach przyjechał Luke. Wstałam i wsiadłam na miejsce pasażera.
-Na pewno do nich chcesz jechać?
-Tak. - wywróciłam oczami.
O nic więcej nie pytał. Po prostu ruszył w stronę domu moich dziadków. Tak na prawdę to mogliby być moimi rodzicami, ale cóż. Po dokładnie jedenastu (ciągle zerkałam na zegarek bo ta podróż zdawała się nie mieć końca) zaparkowaliśmy pod domem rodziców Justina.
-Dzięki za wszystko. Będę się z Wami kontaktować. - powiedziałam cicho.
Przytuliłam Cam i dałam buziaka w policzek Luke'owi. Wysiadłam i pomachałam im. Wolnym krokiem podeszłam do drzwi wejściowych i zadzwoniłam dzwonkiem. Nie minęła nawet minuta a drzwi się otworzyły, ukazując w nich Pattie.
-Veronica? Co ty tu robisz o tej godzinie? - spytała.
O tej godzinie? Jest dopiero dwudziesta...
-Um, mogę wejść?
-Tak, jasne, zapraszam, kochanie. - uśmiechnęła się i odsunęła się, żebym mogła wejść.
Zdjęłam buty i przytuliłam ją. Nawet nie zauważyłam, że się rozpłakałam.
-Jejku, co jest? - odsunęła się i otarła moje mokre policzki.
-Ja, ja pokłóciłam się z tatą. - szepnęłam.
-Nic ci nie zrobił, prawda?
-Nie.
-Chodź, zrobię Ci herbatkę i porozmawiamy. - uśmiechnęła się.
-Mogę u Was przenocować?
-Jeszcze pytasz? Oczywiście! Pokój gościnny i były Justina jest wolny. Możesz sobie wybrać i zejdź.
-Okey, dziękuje.
Zbiegłam po schodach na górę. Oczywiste jest, że wybiorę pokój gościnny.. Położyłam torbę przy łóżku i weszłam do łazienki. Umyłam twarz wodą, zmywając z niej resztki makijażu (który zrobiłam na tą imprezę, na którą nie poszłam..). Niechętnie zeszłam na dół i usiadłam przy stole, gdzie stała dla mnie herbata.
-Zrobiłam Ci cytrynową, może być?
-Tak, dzięki. - mruknęłam.
Upiłam kilka łyków ciepłego napoju.
-To mów, co jest. - usiadłam na przeciwko mnie.
Kłamstwo, czy nie?
Kłamstwo.
-Pokłóciłam się z Justinem, bo powiedział jak był pijany, że wolałby nie mieć dzieci..
-Jaki z niego jest idiota.. - usłyszałam.
-Cześć. - wstałam i przytuliłam się do Jeremiego.
-On serio to powiedział? - mruknęła Patricia.
-Mhm.. - westchnęłam.
Dopiłam herbatę i jeszcze zjadłam kawałek szarlotki, który dała mi babcia.
-To ja już pójdę spać, okey? - spytałam.
-Tak, idź. - uśmiechnęła się.
-A, i możesz nie mówić Justinowi, że tutaj jestem? Proszę.. - jęknęłam.
-Skoro tak wolisz.
-Dobranoc! - powiedziałam wchodząc po schodach
Justin Po'V
Kiedy Ronnie wyszła, walnął pięścią w ścianę tak mocno, że się wgniotła. Powiedziałem jej, żeby poszła do burdelu. Jestem takim chujem.. Nie chciałem tego powiedzieć. Przyznam szczerze - jestem kurwa zazdrosny. Najpierw Jake teraz Luke.
A ja?
Ja kurwa "tata'.
Wiem, jestem głupi.
Wszedłem do kuchni i wziąłem telefon. Wybrałem numer do Ronnie, ale nie obierała.
Cholera jasna...
Westchnąłem i skierowałem się do swojego pokoju. Wziąłem bokserki i zniknąłem za drzwiami łazienki. Wziąłem szybki prysznic i umyłem zęby. Kiedy moje ciało wyschło ubrałem bokserki i wróciłem do sypialni. Dzwoniłem jeszcze kilka razy do Veronici ale nie odbierała. Szczerze, zaczęło mnie to martwić. Nie wiem gdzie poszła ani co się z nią dzieje. Zrezygnowany położyłem się do łóżka. Nie mogłem zasnąć przez jakąś godzinę ale w końcu mi się udało.
Veronica Po'V
Nie spałam do szóstej rano. Przewalałam się na łóżku, dwa razy wstałam do łazienki.. Po prostu nie mogłam spać, bo myślała o Justinie. Dzwonił do mnie, jakieś 12 razy, ale nie obierałam.
Nie chciałam odrzucać, bo to niegrzeczne..
Wstałam przed dziesiątą (po niecałych czterech godzinach snu). Przeciągnęłam się na łóżku i podniosłam się do pozycji siedzącej. Wyjęłam z torby czystą, białą bieliznę i weszłam do łazienki. Zdjęłam piżamę (która składała się z dresowych spodenek i białego crop topu) i bieliznę. Związałam włosy w koka, żeby ich nie zmoczyć. Wzięłam szybki i zimny prysznic, który mnie bardzo pobudził. Wytarłam się ręcznikiem i założyłam bieliznę. W sypialni położyłam się na łóżku i wzięłam telefon. Miałam 10 nieodczytanych sms'ów i 47 nieodebranych połączeń. Wszystkie od Justina. Wywróciłam oczami i odłożyłam telefon na szafkę.
Wyjęłam czarne jeansy, białą koszulkę z czarnymi rękawami i tyłem i skarpetki. Założyłam ubrania i pościeliłam łóżko. Zeszłam na dół, gdzie poczułam zapach, ale nie wiem czego..
-Ronnie! Zrobiłam Ci śniadanie. - uśmiechnęła się ciepło.
Postawiła przede mną miseczkę z owsianką, która była z bananami i słoneczkiem.
-Może być?
-Taak, dziękuję. - uśmiechnęłam się do niej szeroko.
Zjadłam wszystko i popiłam szklanką wody.
-Musimy porozmawiać. - westchnęła.
Przeszłyśmy do salonu, gdzie usiadłam na kanapie obok mniej.
-Rozmawiałam wczoraj z Jeremim i doszliśmy do wniosku, że.. Że lepiej, gdybyś mieszkała u nas.
-Nie rozumiem. - zaśmiałam się nerwowo, marszcząc brwi.
-Chcę przez to powiedzieć, że chcemy mieć wyłączne prawo do opieki nad tobą. - powiedziała prosto z mostu.
-Żartujesz sobie ze mnie? - uniosłam się.
-Spokojnie.. Będziesz się widywać z Justinem raz w tygodniu i..
-Nie ma takiej opcji! - krzyknęłam, wstając.
-Ale to dla twojego dobra..
-Nie! Nie będę z Wami mieszkać i nawet nie próbuj.
-Ale Ronnie..
-Nie. Ma. Żadnych. Ale. - warknęłam. - Wiedziałam, że to nie jest dobry pomysł żebym tu przychodziła i mówiła wam o wszystkim. - prychnęłam.
Wzięłam pośpiesznie z pokoju torbę i zbiegłam na dół. Założyłam swoje buty (podobne do glanów) i wzięłam do ręki kurtkę. Nie chcę tu zostać nawet minuty dłużej.
-To tylko dla twojego dobra..
-Nie! Justin jest moim ojcem a nie wy! Daj mi spokój. - warknęłam.
Szybkim krokiem wyszłam z domu Pattie. Nie mam gdzie teraz iść! Zrezygnowana szłam przed siebie. W końcu dotarłam do najbiedniejszej części Detroit. W tym najniebezpieczniejszej. Przegryzłam wargę i weszłam do jednej z rudery. Na całe szczęście było pusto. Pod ścianą był materac ale nigdzie nie widziałam ani ludzi, ani żadnych ubrań czy coś.
Nie wiem co zrobić, kurwa..
Usiadłam na materacu (który, swoją drogą śmierdział papierosami i piwem).
Fuj, nie.
Przesiadłam się na podłogę i wyjęłam z kieszeni telefon.
Miałam zadzwonić do Luke'a albo Cam kiedy będę miała kłopoty..
Nie, nie będę ich martwić.
Wyglądałam zapewne okropnie.. Bez makijażu i w dodatku miałam włosy wziązane w koka, który się rozwalał. Rozpuściłam włosy a gumkę zostawiłam na nadgarstku. Cholera, nie mam jedzenia ani pieniędzy! Jęknęłam cicho i schowałam twarz w kolanach. Siedziałam w takiej pozycji przez jakiś czas.
Nawet nie wiem kiedy, zasnęłam.
∆∆∆
Obudziłam się na zimnej, brudek podłodze.
Fuj.
Było już ciemno, więc jest noc. Spojrzałam na zegarek w telefonie. Dwudziesta trzecia dwanaście. Jęknęłam cicho o wyjęłam z torby bluzę i kurtkę. Rozłożyłam je na podłodze i położyłam się. Pod głowę wzięłam torbę i zamknęłam oczy. No co mam innego robić? Mój telefon co i rusz wibrował, co mnie denerwowało. Wyłączyłam go i przekręciłam się do ściany. Jezu, równie dobrze mogłabym iść do Camili lub Luke'a. Ale Justin mnie znajdzie, a tego nie chcę.
Leżałam tak aż do świtu. Myślałam co mam zrobić i wymyśliłam trzy rzeczy:
1) pójdę do Luke'a, on mnie przenocuje i nie powiem o niczym Justinowi
2) Zostanę tutaj a po jakimś czasie po prostu wrócę
3) Umrę tutaj z głodu
Wyjęłam z torby batona, którego tam miałam (nie wiem ile tam leży, ale ma dobry termin ważności) i zjadłam. To ostatnia rzecz, która mi została. Umrę z głodu. W dodatku mam okres a nie mam gdzie zmienić podpaski.
K u r w a!
Dobra, mam już plan! Zostanę tu do zmroku a potem.. A potem wrócę do domu i zamknę się w pokoju. Tak wiem, dobry pomysł! Także.. Korzystając z tego, że jestem tu sama to się przebiorę.
Nie wzięłam dużo ubrań, ale coś znajdę. Czarne jeansy (nogawki ⅞), szary, luźny T-shirt i wygodne slip on'y. Szybko się przebrałam z ubrania, które zdjęłam schowałam do torby. Od razu lepiej.. Siedziałam pod ścianą nucąc sobie piosenkę Adele 'Hello'. Cieszę się, że nie pomalowałam się wczoraj u Pattie. Całe szczęście.
∆∆∆
Jest dwudziesta pierwsza dwadzieścia cztery. Postanowiłam się zebrać. Schowałam wszystko i z torbą ma ramieniu opuściłam ruderę. Bolał mnie brzuch i byłam cholernie głodna. Bez pieniędzy, bez jedzenia.. Szłam chodnikiem, mijając alkoholików, bezdomnych, matek z małymi dziećmi, dziwek i innych.. Straszne.
-Przepraszam.. - mruknęłam, kiedy na kogoś wpadłam.
-Ou.. - usłyszałam.
Podniosłam głowę i zobaczyłam Jasona.
Jeszcze tego do szczęścia mi brakowało.
-Cześć, Ronnie. - uśmiechnął się.
-Czego chcesz, Jason?! - warknęłam.
-Woah... To ty na mnie wpadłaś. - zaśmiał się. - Nic nie chcę. Co słychać? - zapytał.
-Daruj sobie, dobra?
Po tym po prostu go ominęłam.
Zrobiłam kilka kroków, ale zostałam przyciśnięta do siatki.
Syknęłam z bólu, kiedy drut rozciął mi rękę.
Cholera jasna, to krew!!
-Co ty kurwa robisz?! Rozciąłeś mi rękę! - krzyknęłam.
-Nie ignoruj mnie.
-Mówiłam Ci, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, więc czemu mnie nie zostawisz? - prychnęłam.
-Zniknęłaś, zapadłaś się pod ziemię.. Ja chciałem cię tylko przeprosić. - westchnął.
-Mogłeś to zrobić rok temu.
Dla jasności: Jason to mój były chłopak. Kiedy miałam 14 lat chciałam mieć chłopaka. Taa, wiem, idiotka.
Poszłam po szkole do parku.
Tam właśnie go spotkałam. Był ode mnie starszy o cztery lata. Zresztą ciągle jest. Wtedy ze znajomymi do nich dołączyliśmy. Jason ciągle mi powtarzał, jaka ja jestem piękna i tym podobne.
On też był niczego sobie.
Spotykaliśmy się a on pewnego dnia powiedział mi, że handluje narkotykami i sam je bierze. Urwałam z nim kontakt, ale mnie znalazł i pobił. Niby nic ale miałam pod okiem siniaka, rozcięte usta i łuk brwiowy i złamaną rękę.
Wtedy z nim zerwałam i na dobre urwaliśmy kontakt.
Nie widziałam go aż do dziś.
-Nie, bo uciekłaś. - mruknął.
-Dobra, przeprosiny przyjęte. Mogę już iść?
-Kocham Cię.
-Co?! - pisnęłam.
Ruszyłam ręką (z której leciał krew i kapała na moje buty) i zamknęłam oczy.
Boli jak cholera.
-Kocham Cię, Ronnie. Proszę, wybacz mi.
-J-jason ale..
Nie dokończyłam bo on mnie pocałował.
Pocałował
Pocałował
POCAŁOWAŁ
Poczułam się jakoś.. Inaczej.
Tak, jak za pierwszym razem, kiedy się pocałowaliśmy.
Odwzajemniłam ten pocałunek.
Robię mu nadzieję, Jezu..
Złapał moje biodra a ja owinęłam ręce na jego szyi.
Podniósł mnie i złapał za pośladki.
Kiedy dałam mu dostęp do moich ust oboje jęknęliśmy.
-N-nie. - odsunęłam się.
Nie powinno do tego dojść.
-Ale..
-Przepraszam.. - szepnęłam.
Wzięłam torbę i zaczęłam biec.
W moich oczach zebrały się łzy.
Ignorowałam ból w ręku.
Mimo tego, co się stało wcześniej.. Nadal go darzę jakimś uczuciem.
Kiedy nie miałam już siły, zakręciło mi się w głowie i upadłam na kolana.
Usłyszałam dźwięk klaksonu i światła świecące na mnie.
Szybko się przesunęłam, ale na szczęście (albo i nie) zahamował.
Łzy spływały po moich policzkach strumieniami.
-Jezu, Ronnie!
Przede mną ustał Justin.
-Zostaw mnie.
-Wracamy do domu, już.
Złapał mnie za rękę, a ja krzyknęłam z bólu bo to ta rozcięta.
-Co Ty zrobiłaś?! - podniósł głos. - Jedziemy do szpitala, już.
Wsiadłam do samochodu.
Justin owinął mi rękę swoją koszulą, którą wcześniej zdjął.
Jechaliśmy w ciszy, bo radio było wyłączone.
Było słychać tylko mój płacz i warkot silnika.
-Nie chce tam.
-Ale to trzeba zszyć. - wysiadł.
Pomógł mi wysiąść i zaprowadził do szpitala.
Justin Po'V
-Potrzebny lekarz! - krzyknąłem.
Po chwili podbiegł do nas starszy mężczyzna z siwymi już włosami.
-Szybko, na szycie. - powiedział.
Wziąłem ją na ręce i poszedłem za doktorem.
Brunetka trochę się już uspokoiła, ale nadal płakała.
Co jakiś czas pociągała nosem.
Nie wiem co się stało, ale muszę się dowiedzieć, dlaczego moja maleństwo płacze.
Muszę.
Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia, gdzie lekarze wzięli się za rękę Ronnie.
Stałem dalej i się przyglądałem.
Przecież nie mogłem nic innego zrobić.
-Co Ci się stało? - spytał lekarz.
Może coś teraz powie!
-Rozcięłam rękę o siatkę. - szepnęła.
Ha, kłamstwo!
Kiedy kłamie patrzy w dól albo bawi się palcami.
∆∆∆
Po godzinie wyszliśmy ze szpitala.
Mamy się zgłosić za tydzień na zdjęcie szwów.
Veronica na szczęście już nie płacze.
Gdybyście widzieli co tam się działo, kiedy odkażali ta ranę..
Dobrze, że wszyscy uszli z życiem.
Zaparkowałem pod domem a dziewczyna od razu wysiadła.
Wywróciłem oczami i podążyłem za nią.
Zdjęła buty i wyrzuciła je do kosza.
Aha?
Nieważne.
Nie dam kurwa rady.
Tęskniłem za nią jak cholera.
-Pocałuj mnie.
Mruknąłem i spojrzałem na nią.
Ona tylko przegryzła wargę i przycisnęła nasze usta do siebie.
Tak, tego właśnie potrzebowałem.
Kocham ją.
Ale kocham ją jak chłopak dziewczynę a nie ojciec córkę..
∆∆∆∆∆∆
Hej wszystkim!
Przepraszam, że nie dodawałam rozdziału 10 dni ale jak pisałam w notatce pod ostatnim rozdziałem - byłam strasznie zabiegana.
Teraz zaczyna się coś dziać między Justinem i Ronnie, czego szczerze nie mogę się doczekać!
Na razie postać Jasona nie będzie odgrywać większej roli (idk czy w ogóle będzie) więc nie dodaję go do bohaterów.
+OCZYWIŚCIE SPRAWA KOMENTARZY.
Pod ostatnim rozdziałem jest ich 13 a pod jedenastym 26, czyli dwa razy tyle..
Naprawdę one bardzo motywują, więc proszę - zostawcie po sobie jakiś ślad.
Nie oczekuje od wszystkich mega długich komentarzy ale nawet mała opinia pomaga mi w pisaniu.
No, to chyba na tyle..
Zaczęłam ferie i postaram się dodać rozdział wcześniej a tymczasem zapraszam na moje nowe ff: *KLIK*
Jutro dodaje pierwszy rozdział :D
So.. do zobaczenia xx