niedziela, 31 stycznia 2016

{13} Kłamstwo, czy nie?

Kochani, przeczytajcie notatkę na dole xx





-Więc.. - pociągnęłam nosem. - Idźcie na imprezę a ja.. No ja idę. - zaczęłam iść w przeciwną stronę. 
-Ronnie, stój! - krzyknął Luke. 
Zatrzymałam się i spojrzałam na niego. 
-No i gdzie pójdziesz? 
-Do Pattie i Jeremiego. 
-To kawał drogi! Poczekaj, ja skoczę po samochód i cię zawiozę. - mruknął. 
-Przejdę się.. 
-Nie. Camila, czekaj tu z nią. - powiedział i pobiegł w kierunku swojego domu. 
Wywróciłam oczami i usiadłam na krawężniku. 
-Nie wolisz iść do mnie albo Luke'a? - spytała po chwili ciszy. 
-Macie szkołę i wasze życie, nie będę wam przeszkadzać.. 
-Nie będziesz przeszkadzać, ale to twój wybór. 
 -Pójdę do Pattie. - westchnęłam. 
Przez resztę czasu siedzieliśmy w ciszy. Nie miałam zamiaru tego przerywać bo na prawdę nie byłam w humorze na jakiekolwiek rozmowy. Po dziesięciu minutach przyjechał Luke. Wstałam i wsiadłam na miejsce pasażera. 
-Na pewno do nich chcesz jechać? 
 -Tak. - wywróciłam oczami. 
O nic więcej nie pytał. Po prostu ruszył w stronę domu moich dziadków. Tak na prawdę to mogliby być moimi rodzicami, ale cóż. Po dokładnie jedenastu (ciągle zerkałam na zegarek bo ta podróż zdawała się nie mieć końca) zaparkowaliśmy pod domem rodziców Justina. 
-Dzięki za wszystko. Będę się z Wami kontaktować. - powiedziałam cicho. 
Przytuliłam Cam i dałam buziaka w policzek Luke'owi. Wysiadłam i pomachałam im. Wolnym krokiem podeszłam do drzwi wejściowych i zadzwoniłam dzwonkiem. Nie minęła nawet minuta a drzwi się otworzyły, ukazując w nich Pattie.
-Veronica? Co ty tu robisz o tej godzinie? - spytała. 
O tej godzinie? Jest dopiero dwudziesta... 
-Um, mogę wejść? 
-Tak, jasne, zapraszam, kochanie. - uśmiechnęła się i odsunęła się, żebym mogła wejść. 
Zdjęłam buty i przytuliłam ją. Nawet nie zauważyłam, że się rozpłakałam. 
-Jejku, co jest? - odsunęła się i otarła moje mokre policzki. 
-Ja, ja pokłóciłam się z tatą. - szepnęłam. 
-Nic ci nie zrobił, prawda? 
 -Nie. 
-Chodź, zrobię Ci herbatkę i porozmawiamy. - uśmiechnęła się. 
-Mogę u Was przenocować? 
-Jeszcze pytasz? Oczywiście! Pokój gościnny i były Justina jest wolny. Możesz sobie wybrać i zejdź. 
-Okey, dziękuje. 
Zbiegłam po schodach na górę. Oczywiste jest, że wybiorę pokój gościnny.. Położyłam torbę przy łóżku i weszłam do łazienki. Umyłam twarz wodą, zmywając z niej resztki makijażu (który zrobiłam na tą imprezę, na którą nie poszłam..). Niechętnie zeszłam na dół i usiadłam przy stole, gdzie stała dla mnie herbata. 
-Zrobiłam Ci cytrynową, może być? 
-Tak, dzięki. - mruknęłam. 
Upiłam kilka łyków ciepłego napoju.
 -To mów, co jest. - usiadłam na przeciwko mnie. 
Kłamstwo, czy nie? 
 Kłamstwo. 
-Pokłóciłam się z Justinem, bo powiedział jak był pijany, że wolałby nie mieć dzieci.. 
-Jaki z niego jest idiota.. - usłyszałam. 
-Cześć. - wstałam i przytuliłam się do Jeremiego. 
-On serio to powiedział? - mruknęła Patricia. 
-Mhm.. - westchnęłam. 
Dopiłam herbatę i jeszcze zjadłam kawałek szarlotki, który dała mi babcia. 
-To ja już pójdę spać, okey? - spytałam. 
-Tak, idź. - uśmiechnęła się. 
-A, i możesz nie mówić Justinowi, że tutaj jestem? Proszę.. - jęknęłam. 
-Skoro tak wolisz. 
-Dobranoc! - powiedziałam wchodząc po schodach


Justin Po'V

Kiedy Ronnie wyszła, walnął pięścią w ścianę tak mocno, że się wgniotła. Powiedziałem jej, żeby poszła do burdelu. Jestem takim chujem.. Nie chciałem tego powiedzieć. Przyznam szczerze - jestem kurwa zazdrosny. Najpierw Jake teraz Luke. 
A ja? 
Ja kurwa "tata'. 
Wiem, jestem głupi.
Wszedłem do kuchni i wziąłem telefon. Wybrałem numer do Ronnie, ale nie obierała. 
Cholera jasna... 
Westchnąłem i skierowałem się do swojego pokoju. Wziąłem bokserki i zniknąłem za drzwiami łazienki. Wziąłem szybki prysznic i umyłem zęby. Kiedy moje ciało wyschło ubrałem bokserki i wróciłem do sypialni. Dzwoniłem jeszcze kilka razy do Veronici ale nie odbierała. Szczerze, zaczęło mnie to martwić. Nie wiem gdzie poszła ani co się z nią dzieje. Zrezygnowany położyłem się do łóżka. Nie mogłem zasnąć przez jakąś godzinę ale w końcu mi się udało. 


Veronica Po'V

Nie spałam do szóstej rano. Przewalałam się na łóżku, dwa razy wstałam do łazienki.. Po prostu nie mogłam spać, bo myślała o Justinie. Dzwonił do mnie, jakieś 12 razy, ale nie obierałam. 
Nie chciałam odrzucać, bo to niegrzeczne.. 
Wstałam przed dziesiątą (po niecałych czterech godzinach snu). Przeciągnęłam się na łóżku i podniosłam się do pozycji siedzącej. Wyjęłam z torby czystą, białą bieliznę i weszłam do łazienki. Zdjęłam piżamę (która składała się z dresowych spodenek i białego crop topu) i bieliznę. Związałam włosy w koka, żeby ich nie zmoczyć. Wzięłam szybki i zimny prysznic, który mnie bardzo pobudził. Wytarłam się ręcznikiem i założyłam bieliznę. W sypialni położyłam się na łóżku i wzięłam telefon. Miałam 10 nieodczytanych sms'ów i 47 nieodebranych połączeń. Wszystkie od Justina. Wywróciłam oczami i odłożyłam telefon na szafkę.
Wyjęłam czarne jeansy, białą koszulkę z czarnymi rękawami i tyłem i skarpetki. Założyłam ubrania i pościeliłam łóżko. Zeszłam na dół, gdzie poczułam zapach, ale nie wiem czego.. 
-Ronnie! Zrobiłam Ci śniadanie. - uśmiechnęła się ciepło. 
Postawiła przede mną miseczkę z owsianką, która była z bananami i słoneczkiem.
 -Może być? 
-Taak, dziękuję. - uśmiechnęłam się do niej szeroko. 
Zjadłam wszystko i popiłam szklanką wody. 
-Musimy porozmawiać. - westchnęła. 
Przeszłyśmy do salonu, gdzie usiadłam na kanapie obok mniej. 
-Rozmawiałam wczoraj z Jeremim i doszliśmy do wniosku, że.. Że lepiej, gdybyś mieszkała u nas. 
-Nie rozumiem. - zaśmiałam się nerwowo, marszcząc brwi. 
-Chcę przez to powiedzieć, że chcemy mieć wyłączne prawo do opieki nad tobą. - powiedziała prosto z mostu.
 -Żartujesz sobie ze mnie? - uniosłam się. 
-Spokojnie.. Będziesz się widywać z Justinem raz w tygodniu i.. 
-Nie ma takiej opcji! - krzyknęłam, wstając. 
-Ale to dla twojego dobra.. 
-Nie! Nie będę z Wami mieszkać i nawet nie próbuj. 
 -Ale Ronnie.. 
-Nie. Ma. Żadnych. Ale. - warknęłam. - Wiedziałam, że to nie jest dobry pomysł żebym tu przychodziła i mówiła wam o wszystkim. - prychnęłam. 
Wzięłam pośpiesznie z pokoju torbę i zbiegłam na dół. Założyłam swoje buty (podobne do glanów) i wzięłam do ręki kurtkę. Nie chcę tu zostać nawet minuty dłużej. 
-To tylko dla twojego dobra.. 
-Nie! Justin jest moim ojcem a nie wy! Daj mi spokój. - warknęłam. 
Szybkim krokiem wyszłam z domu Pattie. Nie mam gdzie teraz iść! Zrezygnowana szłam przed siebie. W końcu dotarłam do najbiedniejszej części Detroit. W tym najniebezpieczniejszej. Przegryzłam wargę i weszłam do jednej z rudery. Na całe szczęście było pusto. Pod ścianą był materac ale nigdzie nie widziałam ani ludzi, ani żadnych ubrań czy coś. 
Nie wiem co zrobić, kurwa.. 
Usiadłam na materacu (który, swoją drogą śmierdział papierosami i piwem). 
Fuj, nie.
 Przesiadłam się na podłogę i wyjęłam z kieszeni telefon. 
Miałam zadzwonić do Luke'a albo Cam kiedy będę miała kłopoty.. 
Nie, nie będę ich martwić. 
Wyglądałam zapewne okropnie.. Bez makijażu i w dodatku miałam włosy wziązane w koka, który się rozwalał. Rozpuściłam włosy a gumkę zostawiłam na nadgarstku. Cholera, nie mam jedzenia ani pieniędzy! Jęknęłam cicho i schowałam twarz w kolanach. Siedziałam w takiej pozycji przez jakiś czas.
 Nawet nie wiem kiedy, zasnęłam.

∆∆∆ 

Obudziłam się na zimnej, brudek podłodze. 
Fuj. 
Było już ciemno, więc jest noc. Spojrzałam na zegarek w telefonie. Dwudziesta trzecia dwanaście. Jęknęłam cicho o wyjęłam z torby bluzę i kurtkę. Rozłożyłam je na podłodze i położyłam się. Pod głowę wzięłam torbę i zamknęłam oczy. No co mam innego robić? Mój telefon co i rusz wibrował, co mnie denerwowało. Wyłączyłam go i przekręciłam się do ściany. Jezu, równie dobrze mogłabym iść do Camili lub Luke'a. Ale Justin mnie znajdzie, a tego nie chcę.  
Leżałam tak aż do świtu. Myślałam co mam zrobić i wymyśliłam trzy rzeczy: 
1) pójdę do Luke'a, on mnie przenocuje i nie powiem o niczym Justinowi 
2) Zostanę tutaj a po jakimś czasie po prostu wrócę 
3) Umrę tutaj z głodu 
Wyjęłam z torby batona, którego tam miałam (nie wiem ile tam leży, ale ma dobry termin ważności) i zjadłam. To ostatnia rzecz, która mi została. Umrę z głodu. W dodatku mam okres a nie mam gdzie zmienić podpaski. 
K u r w a! 
Dobra, mam już plan! Zostanę tu do zmroku a potem.. A potem wrócę do domu i zamknę się w pokoju. Tak wiem, dobry pomysł! Także.. Korzystając z tego, że jestem tu sama to się przebiorę.
Nie wzięłam dużo ubrań, ale coś znajdę. Czarne jeansy (nogawki ⅞), szary, luźny T-shirt i wygodne slip on'y. Szybko się przebrałam z ubrania, które zdjęłam schowałam do torby. Od razu lepiej.. Siedziałam pod ścianą nucąc sobie piosenkę Adele 'Hello'. Cieszę się, że nie pomalowałam się wczoraj u Pattie. Całe szczęście.

 
 ∆∆∆ 


Jest dwudziesta pierwsza dwadzieścia cztery. Postanowiłam się zebrać. Schowałam wszystko i z torbą ma ramieniu opuściłam ruderę. Bolał mnie brzuch i byłam cholernie głodna. Bez pieniędzy, bez jedzenia.. Szłam chodnikiem, mijając alkoholików, bezdomnych, matek z małymi dziećmi, dziwek i innych.. Straszne. 
-Przepraszam.. - mruknęłam, kiedy na kogoś wpadłam. 
-Ou.. - usłyszałam. 
Podniosłam głowę i zobaczyłam Jasona. Jeszcze tego do szczęścia mi brakowało. 
-Cześć, Ronnie. - uśmiechnął się. 
-Czego chcesz, Jason?! - warknęłam. 
-Woah... To ty na mnie wpadłaś. - zaśmiał się. - Nic nie chcę. Co słychać? - zapytał. 
-Daruj sobie, dobra? 
 Po tym po prostu go ominęłam. Zrobiłam kilka kroków, ale zostałam przyciśnięta do siatki. Syknęłam z bólu, kiedy drut rozciął mi rękę. 
Cholera jasna, to krew!! 
-Co ty kurwa robisz?! Rozciąłeś mi rękę! - krzyknęłam. 
-Nie ignoruj mnie. 
 -Mówiłam Ci, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, więc czemu mnie nie zostawisz? - prychnęłam. 
-Zniknęłaś, zapadłaś się pod ziemię.. Ja chciałem cię tylko przeprosić. - westchnął. 
-Mogłeś to zrobić rok temu. 
Dla jasności: Jason to mój były chłopak. Kiedy miałam 14 lat chciałam mieć chłopaka. Taa, wiem, idiotka. Poszłam po szkole do parku. Tam właśnie go spotkałam. Był ode mnie starszy o cztery lata. Zresztą ciągle jest. Wtedy ze znajomymi do nich dołączyliśmy. Jason ciągle mi powtarzał, jaka ja jestem piękna i tym podobne. On też był niczego sobie. Spotykaliśmy się a on pewnego dnia powiedział mi, że handluje narkotykami i sam je bierze. Urwałam z nim kontakt, ale mnie znalazł i pobił. Niby nic ale miałam pod okiem siniaka, rozcięte usta i łuk brwiowy i złamaną rękę. Wtedy z nim zerwałam i na dobre urwaliśmy kontakt. Nie widziałam go aż do dziś. 
-Nie, bo uciekłaś. - mruknął. 
-Dobra, przeprosiny przyjęte. Mogę już iść? 
-Kocham Cię. 
-Co?! - pisnęłam. 
Ruszyłam ręką (z której leciał krew i kapała na moje buty) i zamknęłam oczy. Boli jak cholera.
 -Kocham Cię, Ronnie. Proszę, wybacz mi. 
-J-jason ale.. 
Nie dokończyłam bo on mnie pocałował. 
Pocałował 
Pocałował 
POCAŁOWAŁ 
Poczułam się jakoś.. Inaczej. Tak, jak za pierwszym razem, kiedy się pocałowaliśmy. Odwzajemniłam ten pocałunek.
 Robię mu nadzieję, Jezu.. 
Złapał moje biodra a ja owinęłam ręce na jego szyi. Podniósł mnie i złapał za pośladki. Kiedy dałam mu dostęp do moich ust oboje jęknęliśmy. 
-N-nie. - odsunęłam się. 
Nie powinno do tego dojść. 
-Ale.. 
-Przepraszam.. - szepnęłam. 
Wzięłam torbę i zaczęłam biec. W moich oczach zebrały się łzy. Ignorowałam ból w ręku. Mimo tego, co się stało wcześniej.. Nadal go darzę jakimś uczuciem. Kiedy nie miałam już siły, zakręciło mi się w głowie i upadłam na kolana. Usłyszałam dźwięk klaksonu i światła świecące na mnie. Szybko się przesunęłam, ale na szczęście (albo i nie) zahamował. Łzy spływały po moich policzkach strumieniami. 
-Jezu, Ronnie! 
Przede mną ustał Justin. 
-Zostaw mnie. 
 -Wracamy do domu, już. 
Złapał mnie za rękę, a ja krzyknęłam z bólu bo to ta rozcięta. 
-Co Ty zrobiłaś?! - podniósł głos. - Jedziemy do szpitala, już. 
Wsiadłam do samochodu. Justin owinął mi rękę swoją koszulą, którą wcześniej zdjął. Jechaliśmy w ciszy, bo radio było wyłączone. Było słychać tylko mój płacz i warkot silnika. 
-Nie chce tam. 
-Ale to trzeba zszyć. - wysiadł. 
Pomógł mi wysiąść i zaprowadził do szpitala.


Justin  Po'V

-Potrzebny lekarz! - krzyknąłem. 
Po chwili podbiegł do nas starszy mężczyzna z siwymi już włosami. 
-Szybko, na szycie. - powiedział. 
Wziąłem ją na ręce i poszedłem za doktorem. Brunetka trochę się już uspokoiła, ale nadal płakała. Co jakiś czas pociągała nosem. Nie wiem co się stało, ale muszę się dowiedzieć, dlaczego moja maleństwo płacze. Muszę. Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia, gdzie lekarze wzięli się za rękę Ronnie. Stałem dalej i się przyglądałem. Przecież nie mogłem nic innego zrobić. 
-Co Ci się stało? - spytał lekarz. 
Może coś teraz powie! 
-Rozcięłam rękę o siatkę. - szepnęła. 
Ha, kłamstwo! 
Kiedy kłamie patrzy w dól albo bawi się palcami. 

∆∆∆ 

Po godzinie wyszliśmy ze szpitala. Mamy się zgłosić za tydzień na zdjęcie szwów. Veronica na szczęście już nie płacze. Gdybyście widzieli co tam się działo, kiedy odkażali ta ranę.. Dobrze, że wszyscy uszli z życiem. Zaparkowałem pod domem a dziewczyna od razu wysiadła. Wywróciłem oczami i podążyłem za nią. Zdjęła buty i wyrzuciła je do kosza. 
Aha? 
Nieważne. 
Nie dam kurwa rady. 
Tęskniłem za nią jak cholera. 
-Pocałuj mnie. 
Mruknąłem i spojrzałem na nią. Ona tylko przegryzła wargę i przycisnęła nasze usta do siebie. Tak, tego właśnie potrzebowałem. 
Kocham ją. 
Ale kocham ją jak chłopak dziewczynę a nie ojciec córkę..


∆∆∆∆∆∆ 
Hej wszystkim!
Przepraszam, że nie dodawałam rozdziału 10 dni ale jak pisałam w notatce pod ostatnim rozdziałem - byłam strasznie zabiegana.
Teraz zaczyna się coś dziać między Justinem i Ronnie, czego szczerze nie mogę się doczekać!
Na razie postać Jasona nie będzie odgrywać większej roli (idk czy w ogóle będzie) więc nie dodaję go do bohaterów.

+OCZYWIŚCIE SPRAWA KOMENTARZY.
Pod ostatnim rozdziałem jest ich 13 a pod jedenastym 26, czyli dwa razy tyle..
Naprawdę one bardzo motywują, więc proszę - zostawcie po sobie jakiś ślad. 
Nie oczekuje od wszystkich mega długich komentarzy ale nawet mała opinia pomaga mi w pisaniu.

No, to chyba na tyle..
Zaczęłam ferie i postaram się dodać rozdział wcześniej a tymczasem zapraszam na moje nowe ff: *KLIK*
Jutro dodaje pierwszy rozdział :D
So.. do zobaczenia xx 
 




 


czwartek, 21 stycznia 2016

{12} YAAAS, JEDZENIE!

Obudziłam się rano na podłodze z cholernym bólem głowy i kręgosłupa. Nadal pamiętam to, co powiedział mi wczoraj Justin. Podniosłam się w zamknęłam drzwi na klucz. 
Kurwa, przeciekłam. 
Wywróciłam oczami i wyjęłam z szuflady czystą bieliznę. Szybko weszłam do łazienki i rozebrałam się. Wzięłam szybki prysznic i wytarłam ciało ręcznikiem. Założyłam bieliznę, wcześniej zakładając tampon. 
Nienawidzę. Okresu. 
Włosy wytarłam ręcznikiem i zmyłam resztki wczorajszego makijażu. Zgasiłam światło i wróciłam do pokoju.
Wyjęłam czarne jeansy, biały podkoszulek i podarty biały sweter. Nie będę nigdzie wychodzić, dlatego się nie będę stroić. Nie chcę się widzieć z Justinem. Nudzi mi się i chciałabym z kimś porozmawiać.. Wyjęłam telefon i wybrałam numer do Luke'a. 
-Tak słońce? 
-Um, mógłbyś do mnie przyjechać? 
-Coś się stało? 
-Chciałabym z tobą porozmawiać.. Proszę. - szepnęłam. 
-Jasne, będę za pół godziny. 
-Możesz przywieść coś do jedzenia? Pliss. 
-Nie rozumiem o co chodzi, ale.. Okey. Do zobaczenia. - mruknął. 
Westchnęłam i zakończyłam połączenie. 

 "Wolałbym nie mieć dzieci jak wy" 

 Moje oczy ponownie się zaszkliły. Jest po czternastej. Luke skończył lekcje jakiś czas temu. Jestem mu wdzięczna, że mam takiego przyjaciela. Zasłoniłam rolety w pokoju, przez co było ciemniej. Czuję się okropnie. Po dokładnie siedemnastu minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. 
-Wejdź!! - wrzasnęłam. 
Usłyszałam kroki po schodach i otworzyłam drzwi. Luke wszedł do środka i położył pudełko pizzy na biurku. Rzuciłam się na niego, przytulając przyjaciela. 
-Woah, skarbie co jest? - pogładził moje plecy. 
-J-justin on powiedział, że w-wolałby nie mieć dzieci. - wybuchłam płaczem. 
-Jejku, Ronnie.. On nie miał tego na myśli.. - szepnął. 
Odsunęłam się i zamknęłam drzwi na klucz. 
-Jaka pizza? - pociągnęłam nosem. 
-Z szynką i kukurydzą, jak lubisz. - uśmiechnął się lekko. 
-Jedyna dobra rzecz w tym dniu.. 
-A ja?! 
-Wiesz, że cię kocham.

∆∆∆

Leżałam na łóżku oglądając z Lukiem "Sinister" Film był dobry, ale moje myśli i tak skupiały się na Justinie. 
-Slłby. - jęknął. 
Nawet go nie oglądałam. Patrzyłam na ścianę przede mną. No i znów zaczęłam płakać. Znów jestem słaba. 
-Skarbie, nie płacz. - usłyszałam. 
Chłopak zamknął laptopa, posunął go i przytulił mnie. 
-A-ale.. - szepnęłam. 
-Shh. 
-Daj mi papierosa. - pociągnęłam nosem. 
-Co? Nie, nie ma mowy! 
-Daj. - warknęłam. 
-Nie będziesz palić! - podniósł głos. 
Westchnęłam głośno i przetarłam twarz dłońmi. 
-Paliłam już, więc proszę cię daj mi papierosa. 
-Boję się o twoje zdrowie, Ronnie. Jesteś dla mnie ważna.. Nie niszcz sobie zdrowia. 
-Ugh, dobra. - fuknęłam. - Zaraz przyjdę. - mruknęłam po chwili i poszłam do łazienki. 


Justin Po'V

Obudziłem się z cholernym bólem głowy. Syknąłem cicho i otworzyłem oczy. Rozejrzałem się po pokoju. Spałem w salonie na kanapie? Ah, no tak! Spotkałem się z chłopakami no i piliśmy. Taa, musiałem tu zasnąć. Powoli wstałem i poszedłem wolnym krokiem do kuchni. Wypiłem dwie tabletki przeciwbólowe i popiłem zimną wodą. Muszę sprawdzić co u Ronnie. Teraz ma okres i.. No ma swoje "humorki". Um, mam trochę tego dość, bo rozumiem - okres, ból i takie tam. Wszedłem po schodach na górę i podszedłem do drzwi. Zapukałem i zacisnąłem klamkę. Zamknięte. Usłyszałem kroki i po chwili w drzwiach stanął Luke. 
-Co? - westchnął. 
-Eh, gdzie Veronica?
 -W łazience, nie chce z tobą gadać. 
 -Dlaczego? - zmarszczyłem brwi. 
-Nie wiesz? - prychnął. - Sorry, ale ja nie chcę się w to mieszać.. 
-Ale ja nie wiem o co chodzi! - wrzuciłem ręce w powietrze. 
-Wyjdź, nie chcę cię widzieć. - usłyszałem. 
To Ronnie. Jej głosik był taki.. Taki słaby i smutny. 
Cholera, o co chodzi?! 
-Ronnie, porozmawiaj ze mną. - jęknąłem. 
-Wczoraj powiedziałeś, to, co chciałeś. Wyjdź. - podeszła do Luke'a. 
-Ale.. 
-Wyjdź! - podniosła głos. 
Poddałem się i odszedłem. Usłyszałem przekręcanie klucza i płacz brunetki. 
Nie.
Nie. 
Nie.
 Ona płacze przeze mnie? 
Kurwa, nie pamiętam co się wczoraj stało! 
-Nienawidzę go, nienawidzę. 
 -Skarbie, shh. Nie płacz już. 
Jakie. Skarbie. Do. Cholery? 
-On powiedział, że wolałby nie mieć dzieci! W sumie to pewnie byłoby lepiej.. 
-Nawet tak nie myśl. - warknął. 
Że niby ja powiedziałem, że wolałbym nie mieć dzieci? 
Serio? 
Przecież ja ją kocham nad życie!
 Jest w pewnym sensie jedyną bliską dla mnie osobą. Z rodzicami nie widzę się za często, no a chłopaki.. To tylko kumple. Wszedłem do swojego pokoju, mocno trzaskając drzwiami. Jestem idiotą. 
 Idiotą. Największym na świecie. 
W dodatku moja córka mnie nienawidzi. Zjebałem wszystko, jak zawsze. 


Veronica Po'V

Kolejny dzień. 
Kolejny dzień przesiedziałam w swoim pokoju. 
Jadłam tylko to, co dostałam od Luke'a. Oczywiście Justin nie dawał mi spokoju. Ciągle dobijał się do drzwi pod pretekstem, że muszę coś zjeść i, że musi sprawdzić czy wszystko u mnie w porządku. Nie odzywałam się do niego ani słowem. Kiedy słyszałam jego głos po prostu zaczynałam płakać. Dziś tym razem przychodzi Cam, bo Luke jej o wszystkim powiedział. Chodzę w onesie (wzór pandy, jest idealne) i szczerze mam to w dupie. Pewnie wyglądam jak skończony debil, ale cóż. Czuję się chujowo. Przekręciłam się na plecy i westchnęłam. Była jedenasta a ja do tej pory wstałam siku i zjadłam dwie paczki żelków. Jestem w chuj głodna, ale nie zejdę a od niego NIC nie chce. 
Wzięłam do ręki telefon. Przejrzałam Facebooka i instagrama, ale nudziło mnie to. Położyłam się na brzuchu i zamknęłam oczy. Kiedy już powoli zasypiałam usłyszałam pukanie do drzwi. 
Cholera.. 
-Ronnie, musisz coś zjeść, skarbie.. 
Nie skarbuj mi tu. 
Nie odezwałam się. Jedynie bardziej wtuliłam się w swoją poduszkę. 
-Veronica, proszę.. Porozmawiajmy albo chodzić powiedz jak się czujesz. 
-Zajebiście! - krzyknęłam zirytowana. 
-Wiem, że kłamiesz. 
-To po co pytasz, huh? Zajmuj się sobą i zostaw mnie w spokoju! - warknęłam. 
Uderzył pięścią w drzwi (jak się domyślam) i odszedł. 
A ja? Jak już mówiłam - zaczęłam znowu płakać. Dziwię się, że mam jeszcze czym. Wzięłam do ręki książkę i otworzyłam na stronie, na której skończyłam. Po zaledwie dziesięciu minut ją odłożyłam. Wyszłabym na dwór, pooglądała telewizję, cokolwiek! Ale Justin jebany Bieber zwany moim ojcem jest w domu. Idąc do biurka przez szparę w drzwiach wpadła karteczka. 

 "Dam Ci spokój, okey.. Ale zjedz. Jedzenie jest za drzwiami, smacznego." 

Westchnęłam cicho i zgniotłam papier. Wyrzuciłam to do kosza i niepewnie otworzyłam drzwi. Zobaczyłam tackę z jedzeniem, którą wzięłam. Położyłam ją na łóżku i schowałam kosmyk włosów za ucho.
Zamknęłam pospiesznie drzwi aby TEN KTOŚ nie mógł do mnie wejść. Spojrzałam na jedzenie, które mi przygotował. Kanapki z serem feta i pomidorem, ciepła herbata, mus owocowy (z malin, truskawek i jagód) i mały batonik musli.  
YAAAS, JEDZENIE! 
Jadłam dość szybko bo byłam cholernie głodna! Wygląda to jakbym głodowała, czy coś.. Kiedy zjadłam sprzątnęłam i wystawiłam tacę za drzwi. Napisałam mu małą karteczkę z "Dzięki". Tak wiem. Kreatywnie. Doszłam do wniosku, że Camila przyjdzie do mnie za.. Za godzinę! Zaczęłam sprzątać pokój a później uczesałam włosy w koka i umyłam zęby. Usiadłam na łóżku i w tym samym czasie dostałam sms'a. 
Camila: wyszłam już ze szkoły, będę za 10 minut! xx 
Ja: Wejdź, jeśli będzie otwarte i zapukaj naszym sposobem ;)  
Camila: Okey ^^ 

Uśmiechnęłam się lekko i odłożyłam telefon na poduszkę. Uchyliłam okno, bo było strasznie duszno. Ewentualnie tylko mi przez stres. Tak, ta cała sytuacja zaczyna mnie stresować. Bo.. Co jeśli już się nie pogodzimy? Wiem, że to ja się obraziłam ale on mnie obraził. Nie chcę powtarzać jego słów. Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi. Wstałam, wiedząc, że to Cami. Nasz "sposób". 
-Heej! - pisnęła. 
-Cześć. - mruknęłam. 
Nawet nie wysiliłam się żeby zamknąć drzwi na klucz. Teraz raczej nie wejdzie, prawda? 
-Jak się czujesz? - spytała, zdejmując plecak. 
-Lepiej niż wczoraj. - szepnęłam.
-Idziemy na zakupy, na lody, nie wiem, na imprezę! 
-Nie, nie ma takiej opcji. - fuknęłam, kładąc się na łóżku. 
-Ronnie, nie wkurwiaj mnie! - podniosła głos. 
-Nie. Chce. Nigdzie. Iść. 
-To cię zaciągnę. - skrzyżowała ręce na piersi. 
-Powodzenia. - burknęłam. 
-Dzięki. - uśmiechnęła się. - zaraz wracam. - mruknęła. 
Zostałam sama. Przekręciłam się na lewy bok i zamknęłam na chwilę oczy. Nie zauważyłam nawet, kiedy odpłynęłam.

∆∆∆ 

-Wstawaaj! - usłyszałam przy swoim uchu. 
Jęknęłam cicho i otworzyłam oczy. Przede mną stał Luke i Camila. Jezu, czego oni ode mnie znowu chcą?! 
-Idziemy! - klasnął w ręce. 
-Gdzie? 
-Dylan organizuje imprezę, chodź. 
-Niee.. 
-Ronnie, rusz tą dupę! - krzyknął. 
Poruszyłam się na łóżku i uśmiechnęłam się głupio. 
-Już. 
-Bo cię zaniosę i nie będziesz miała okazji się ogarnąć. 
-Dobra. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. 
Wstałam i podeszłam do szafy. Zaczęłam przeglądać ubrania. 
-Nie mam w co się ubrać.- fuknęłam. 
-Odejdź. Camila zaczęła szperać w szafie. 
W końcu wyjęła z niej czarny, obcisły crop top na krótki rękaw i tego samego kolory spódniczkę. 
-Już masz! - powiedział Luke. 
Wywróciłam oczami i skierowałam się do łazienki. 
-Dajcie mi chwilę. - szepnęłam. 
Zniknęłam za drzwiami łazienki i zdjęłam onesie. Ubrałam wcześniej wyjęte rzeczy i podeszłam do lustra. Jezu, wyglądam okropnie.. Wyjęłam kosmetyczkę. Nałożyłam podkład, puder, korektor i zrobiłam delikatne kreski. Pomalowałam rzęsy maskarą i usta błyszczykiem. Okey, jest lepiej. Wzięłam kosmetyczkę i tampony. Wyszłam z łazienki i wrzuciłam potrzebne rzeczy do torby. 
-Gotowa? - spytał Luke. 
-Taa.. 
 Wyjęłam z szafy czarne baleriny i założyłam je. 
-Szpilki! - pisnęła Cam. 
-Matko, Camila, nie. - wywróciłam oczami. - chrońcie mnie przed Justinem, proszę. - powiedziałam, kiedy schodziliśmy po schodach. 
-Veronica, chodź. - usłyszałam. 
Serce zaczęło mi bić szybciej i ustałam na ostatnim schodku.
-Błagam, pomóżcie. - szepnęłam. 
-Idź z nim pogadaj, ulży wam do cholery! - pchnęła mnie w stronę salonu. 
Przegryzłam nerwowo wargę i odszukałam Justina wzrokiem. Stał w kuchni, pijąc coś. Wzięłam głęboki oddech i skierowałam się do niego. 
-No to mów! - rzuciłam ręce w powietrze. 
-Po pierwsze zmień ton a po drugie usiądź. - powiedział obojętnie. 
-Mów. 
-Powiesz mi do cholery dlaczego ze mną nie rozmawiasz?! - uderzył pięścią w blat. 
-Nie krzycz na mnie, okey?! 
 -Nie pyskuj mi do chuja. - warknął. 
-Po co się kurwa bzykałeś, skoro nie chciałeś mnie dzieci, co?! - krzyknęłam. 
-Nic takiego nigdy nie powiedziałem. 
-Powiedziałeś. - szepnęłam ze łzami w oczach. 
-Kiedy? 
-Kiedy piłeś z chłopakami.. Powiedziałeś, że wolałbyś nie mieć dzieci jak oni. 
-Ronnie, dobrze wiesz, że tak nie myślę, byłem pijany i... 
-Daj mi spokój. Nic cię nie usprawiedliwia. A teraz przepraszam, wychodzę. - mruknęłam.
-Nigdzie nie idziesz. - złapał mnie za nadgarstek. 
-Spierdalaj. - syknęłam. 
-Zostajesz w domu, rozumiemy się? - spytałem. 
-Dlaczego ty mnie tak cholernie nienawidzisz?! - rozpłakałam się. 
Wyrwałam się z jego uścisku i podeszłam do Luke'a. Kiedy mnie zobaczył, przyciągnął moje ciało do siebie i przytulił mocno. 
-Poczekajcie tu, okey? - szepnęłam. 
Pokiwali głowami a ja weszłam do swojego pokoju. Wyjęłam dużą torbę i zaczęłam pakować ubrania, kosmetyki i książki. Wyprowadzam się. Sam do tego doprowadził. Łzy leciały po moich policzkach strumieniami. Nienawidzę go. 
-Daj. - mruknął Luke.
 Podałam mu torbę i wzięłam swoją czarną ramoneskę. 
-Co zamierzasz zrobić? - spytała Cam. 
-Wyprowadzam się. - pociągnęłam nosem. 
Zmieniłam buty na podobne do glanów i wytarłam policzki. -Mówiłem, że nigdzie nie idziesz, czego nie rozumiesz?
 -Zamknij się. - warknęłam. - Wyprowadzam się a ty wypierdalaj. 
-I gdzie pójdziesz? Do nich? A może do Jake, który ma cię w dupie? Ahh no ewentualnie do burdelu!
 Czy on to na prawdę powiedział? Ponownie się rozpłakałam i wyszłam z domu. 
-Jebany idiota. - warknął Luke. 
-Nienawidzę go. - mój głos ponownie się załamał. 
-Chodź, kochanie. 
 Camila przytuliła mnie a ja wybuchłam histerycznym płaczem. Nie dość, że mnie nie chciał to twierdzi, że jestem dziwką. Czy nadal zazdrościcie mi ojca?

 
∆∆∆
Hejka :)
Pewnie mnie zabijecie, ale cóż..
Przepraszam!
Nie wiem kiedy dodam nowy (najprawdopodobniej dopiero w lutym) bo następny tydzień mam zabiegany bo mam półmetek, idę na paznokcie, strojenie sali, potem osiemnasta i jeszcze wyjazd do lekarza (pomińmy fakt, że mam chyba codziennie sprawdziany..) no więc :/
Z góry sorry :(
Do następnego kochani :) xx

sobota, 16 stycznia 2016

{11} Różowa!

Veronica Po'V

Obudził mnie jakiś ciężar na brzuchu. Jęknęłam cicho i otworzyłam oczy. Na moim brzuchu, była głowa Justina a on mnie obejmował. 
-Justin, nie mogę oddychać. - mruknęłam. 
Nic. 
Pchnęłam na, że upadł na drugą stronę łóżka. Mruknął coś pod nosem i położył się na brzuchu. 
-Justin, wstawaj! - powiedziałam. 
-Kurwa, Justin! - krzyknęłam. 
-Cicho. - jęknął, bardziej przykrywając się kołdrą. 
Nie. 
Zaraz mu przywalę. 
-Wstań z mojego łóżka! 
-Nie, zamknij się. - burknął. 
Westchnęłam głośno i wepchnęłam Justina z łóżka. 
Cóż, dałam mu szansę, żeby wstał. 
-Idiotka. - westchnął. 
Wstał i ponownie rzucił się na łóżko. 
-Boli mnie łeb, przynieś tabletki. - jęknął. 
-Nie. 
 -No proooszę. 
-Nie. 
Nim zdążyłam zareagować Justin usiadł na mnie okrakiem i zaczął mnie łaskotać. Zaczęłam się śmiać i krzyczeć jak pojebana. 
-Dość! - wrzasnęłam i złapałam jego nadgarstki. 
-Przyniesiesz?
 -Tak, tylko zejdź ze mnie grubasie! 
-Grubasie? 
-Tak, złaź. - warknęłam. 
Justin wywrócił oczami a ja strzeliłam go w głowę. Wstałam i wyjęłam czystą bieliznę. 
-Idź po swoje tabletki i NIGDY nie wchodź do mojego pokoju bez pukania i nie śpij ze mną w jednym łóżku, tak? 
 -Oczywiście, księżniczko. - powiedział ironicznie. 
Pokazałam mu środkowy palec i weszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz i rozebrałam się do naga.
Związałam włosy w koka na czubku głowy i weszłam pod prysznic. Umyłam swoje ciało żelem o zapachu truskawkowym i spłukałam powstałą pianę. Wyszłam i od razu wytarłam swoje ciało ręcznikiem. 
Kurwa, kurwa, kurwa! 
Dostałam okresu. Założyłam podpaskę i Ubrałam bieliznę. Rozpuściłam włosy, które po chwili uczesałam w kucyka. Pomalowałam rzęsy i wyszłam z łazienki. Wyjęłam z szafy czarne szorty, białą bluzkę z granatowe paski i skarpetki. Założyłam wyjęte rzeczy i popsikałam się perfumami. Napisałam do Cam i Luke'a, żeby przyszli do Starbucksa niedaleko mojego domu. Dostałam po jakimś czasie, że przyjdą, więc nie mam się czym martwić. Wzięłam czarną torbę i schowałam tam wszystkie potrzebne mi rzeczy. Wbiegłam na dół i weszłam do kuchni. Na stole stała miska z płatkami z mlekiem i obok jabłko. 
Nie no, Justin postarałeś się... 
Zjadłam śniadanie i umyłam zęby. Założyłam różowe, długie conversy i napisałam kartkę dla Justina, że wychodzę z Camilą i Lukiem na miasto. Nie chciało mi się go szukać. Wyszłam z domu i wolnym krokiem poszłam do Starbucksa.
Doszłam na miejsce po piętnastu minutach. Weszłam do środka i zobaczyłam tam już Camilę. 
Wow, szybka jest. Blondynka była w białej, obcisłej bokserce, kolorowej spódniczce i z tego co widzę w litach. 
Wyglądam przy niej jak bezdomna, lol. 
-Hej. - powiedziałam, siadając na przeciwko przyjaciółki. 
-Hejka. - dała mi buziaka w policzek. - Co tam? 
-Chcę z Wami pogadać, ale to ja Luke przyjdzie. 
-Jestem! - usłyszałam. 
Zachichotałam. 
-O wilku mowa. 
-Zamówię coś. - mruknął. 
-Kup mi hibiskusa, oddam ci zaraz pieniądze. - uśmiechnęłam się lekko. 
-Nie musisz. - zaśmiał się. - A Ty? Chcesz coś? - zapytał Cam. 
-Umm.. Kup mi mrożoną herbatę, proszę. - zatrzepotała rzęsami. 
-Zaraz wracam. 
Camila i Luke są w swoim otoczeniu jakieś 5 minut i jeszcze się nie pokłócili! Rekord. Po chwili wrócił i usiadł obok mnie. 
-No to mów. - pośpieszyła mnie Cami. 
-Nie wiem jak i od czego zacząć. - jęknęłam. 
-No dawaj, Ronnie.. - trącił mnie łokciem. 
-Umm.. Chodzi mi o Justina. - zaczęłam. - Nie wiem czy Wam mówiłam ale.. Całowaliśmy się i od tego czasu on jak i ja mamy jakieś inne stosunki. - urwałam i spojrzałam na nich. - Wczoraj spał ze mną w łóżku, wcześniej, jak zeszłam na dół, byłam w samej bieliźnie i crop topie to chyba mu stanął bo poprawiał spodnie.. Nie wiem co się dzieje ale.. Chyba czuje do niego coś więcej. - zakończyłam.
 -Kurwa. - przegryzła wargę. 
-No, kurwa. - dodał Luke. 
Cholera, pomyślą, że jestem jakąś idiotką bo podoba mi się własny ojciec. Chociaż w sumie to nie jest normalne. 
 -A i pobił Jake'a i jest zły kiedy jestem z Harrym. 
-Zazdosny. - powiedziała od razu Camila. 
-Nie wiem.. 
-Ale ja wiem! 
Siedzieliśmy w ciszy, którą przerwał kelner. Przyniósł nam nasze napoje. Piliśmy w ciszy, co zaczęło się robić niezręczne. 
-Co teraz robimy? - spytałam. 
-Ja odpadam, bo wracam do domu. - mruknęła blondynka.
 -Czemu? 
-Obiecałam mamie, że pojadę z nią do cioci bo ma imieniny. 
-Oh, okey. A ty? 
-Możemy gdzieś iść, jeśli chcesz. - wzruszył ramionami. 
-Ale czy ty chcesz. 
-Chcę.  

∆∆∆

Pożegnaliśmy się z Camilą i poszliśmy z Lukiem do parku. Gadaliśmy o różnych rzeczach, aktualnie o moim okresie. Nasze tematy są dziwne, nie pytajcie.. 
-Więc.. Z kim idziesz na bal? - spytałam. 
Usiedliśmy na ławce w cieniu. Było strasznie ciepło, jak na czerwiec. 
-Nie wiem czy w ogóle idę. 
-No chyba sobie żartujesz! 
-To moja ostatnia klasa, nie wiem.. Nie mam z kim iść. - spuścił głowę. 
-Jest tyle dziewczyn, a ty nie masz z kim iść? Nie rozśmieszaj mnie! 
-A Ty ze mną pójdziesz? - spytał nagle. 
Szczerze to w ogóle się tego nie spodziewałam. Luke jest moim przyjacielem a ja traktuję go nawet jak starszego brata. Wiemy o sobie wszystko i wspieramy się nawzajem. Po prostu kocham go "po przyjacielsku" 
-Więc? 
-Um, przepraszam, zamyśliłam się. Jasne, ale jako para czy przyjaciele? 
-Przyjaciele. - uśmiechnął się lekko. 
-Oki. - zachichotałam. 
-Jaką masz sukienkę? - spytał. 
-Nie powiem Ci, zobaczysz w dzień balu. 
-No ej.. - jęknął. 
-Oj cicho! Powiem Ci tylko, że jest śliczna. 
-Dużo się dowiedziałem. - wywrócił oczami. - Dla Was to połowa sukienek jest śliczna. 
-Nie prawda. Ta jest ró.. 
-Różowa! 
-Wcale nie! - pisnęłam. - jest.. Różniąca się od innych. 
 -Nie umiesz kłamać, Ronnie. - zaśmiał się. 
-Cóż.. Ale umiem sprawić, że stanie i tobie i mojemu Justinowi. 
-Wygrałaś. 
 
∆∆∆
 
Wróciłam do domu po godzinie. Zdjęłam buty w przedpokoju i weszłam do salonu. Justin leżał na kanapie i oglądał telewizję jedząc chipsy. On niedługo będzie gruby. Co ja mówię.. Już jest. 
-Hej. - powiedział. 
-Cześć. - usiadłam na fotelu. 
-Gdzie byłaś? 
 -Napisałam ci kartkę, że wychodzę z Lukiem i Cam na miasto. 
-Oh, okey. - mruknął. 
Oglądałam przez jakieś dziesięć minut telewizję a kiedy się znudziłam wstałam i poszłam do swojego pokoju. Rzuciłam torbę byle gdzie i położyłam się na łóżku. Jest gorąco, duszno i pewnie będzie burza.
 Ta, typowe.. 
Korzystając z tego, że nie mam co robić otworzyłam okno i usiadłam na parapecie. Patrzyłam na "krajobraz" przed sobą. Jęknęłam cicho i ponownie rzuciłam się na łóżko. Kurwa, umieram z nudów, serio. Wpadłam na pomysł! 
-Juuustin?!! - krzyknęłam. 
Po kilku minutach usłyszałam kroki po schodach  
-Co? - spytał. 
-Pójdziemy gdzieś? 
-To znaczy? 
-Na obiad? 
-Masz szczęście, że jestem głodny.. Zbieraj się. - mruknął i wyszedł. 
Muszę się przebrać, bo w takim stroju nie wypada jechać do restauracji.. Wyjęłam z szafy boyfriendy i czarną koszulkę na ramiączka. Tak, od razu lepiej. Włosy rozpuściłam i rozczesałam. Zrobiłam siku i zmieniłam podpaskę (nie musieliście tego wiedzieć) Pomalowałam usta truskawkową pomadką i zeszłam na dół. Założyłam czarne szpilki i wzięłam torbę. 
-Gotowa? - usłyszałam. 
Odwróciłam się i zobaczyłam Justina. 
O mój Boże, wyglądał nieziemsko!
Miał na sobie białą koszulę, czarne jeansy i tego samego koloru marynarkę. Na jego nogach były białe supry. 
-Nie patrz się tak na mnie! 
-N-nie patrze. 
-Mhm. - zaśmiał się. 
Wyszliśmy z domu do weszliśmy do samochodu. Justin odpalił silnik a ja włączyłam radio. Akurat leciała piosenka Seleny Gomez "Same old love" Zaczęłam śpiewać cicho piosenkę pod nosem. 
-Awww. - mruknął. 
-Co? 
-Śpiewasz przy mnie. - poruszył zabawnie brwiami. 
-Ta. - zaśmiałam się. 
Pod restauracją byliśmy po dziesięciu minutach. Wyszłam z samochodu i dogoniłam Justina. Taki z niego gentleman, że ani nie otworzył mi drzwi ani, nie poczekał. 
Typowo.
Weszliśmy do środka i zajęliśmy jeden z wolnych stolików. Wzięliśmy menu i po chwili przyszła do nas kelnerka. Miała czarne włosy do ramion i uroczą grzywkę. Była młoda. Ubrana w czarną sukienkę i czarne balerinki. 
-Mogę przyjąć zamówienie? 
-Ja poproszę spaghetti i mrożoną herbatę. - mruknął. 
Dziewczyna zapisała to i spojrzała na mnie. 
-Um, ja poproszę małą pizze wegetariańską i colę. - uśmiechnęłam się lekko. 
-Dobrze, Wasze zamówienie będzie gotowe do piętnastu minut, jeśli będziecie czegoś potrzebować zapraszam na kasy. 
 Odeszła. 
Wiecie co mnie najbardziej dziwi? Justin nawet na nią nie patrzył. Wow, to zupełnie nie w jego stylu.
-W poniedziałek wracasz do szkoły? 
-Niestety. - jęknęłam. 
-Luz, jeszcze dwa tygodnie. 
-W sumie racja.. - westchnęłam. 
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, czekając na zamówienie. Jedliśmy również nie rozmawiając.. To zaczyna się robić niekomfortowe. Wypiłam do końca picie i spojrzałam na Justina.
Akurat w tym czasie zrobił mi zdjęcie.
 Idiota. 
-Usuń to. 
-Nie. 
-Usuń. To. - warknęłam. 
Zaśmiał się i pokazał mi zdjęcie. Nie było okropne ale było też dobre. Mój ojciec jest gorszy niż dziecko. 
-Wracamy? - spytałam. 
-Pojedziesz ze mną na chwilę do klubu? Wezmę papiery i sprawdzę jedną rzecz. 
-Um, dobra. - westchnęłam.
 
∆∆∆
 
Niepewnie szłam za Justinem przez klub. Grała muzyka i było kilka ludzi. Bardziej mężczyzn. Usłyszałam gwizdy z ich strony. Wywróciłam oczami i pokazałam im swój środkowy palec. 
-Ronnie.. 
-No co? Tylko ich spławiłam. 
-Po prostu to ignoruj.. - jęknął. 
W gabinecie usiadłam ma fotelu a Justin poprzekładał jakieś papiery i zaczął coś pisać. Po dziesięciu minutach wyszliśmy. Szybko doszłam do samochodu i wsiadłam do niego. Nie czułam się za dobrze z powodu okresu, ale nie chciałam dać po sobie niczego poznać. Justin twierdzi, że mam "okresowe humory" a to mnie cholernie irytuje. Może i jestem bardziej nerwowa, ale chyba każda z dziewczyn tak ma. Mogę się z nim wymienić i zobaczymy, co on będzie robił. Wyjechaliśmy z pod klubu i pojechaliśmy najkrótszą drogą do domu, która zajęła nam dokładnie 8 minut. Wysiadłam pierwsza i bez słowa wysiadłam. Zdjęłam buty i wzięłam z kuchni pudełko tabletek przeciwbólowych i butelkę wody. Nie mam siły, więc tylko się umyję i pójdę spać..  
 
∆∆∆
 
-Myślałam, że już mnie zapyta. - westchnęłam, wychodząc z klasy. 
Dziś pan od matmy pytał osoby przy tablicy. Na szczęście mi się udało. Nie zapytał mnie. Bardzo dobrze bo tego nie umiem i pewnie dostałabym jedynkę. Na razie wychodzi mi 5 więc nie chcę tego zepsuć. Tak wiem - piątka z matmy to cud. W sumie to nie wiem jak to zrobiłam. Założyłam okulary przeciwsłoneczne i wyszłam na boisko szkolne. Poprawiłam swoje jeansowe ogrodniczki i podeszłam po cichu do Luke'a. Stał tyłem, gadając z chłopakami. Skorzystałam z okazji i wskoczyłam mu "na barana" zasłaniając oczy. 
-Hejka. - uśmiechnęłam się. 
-Złaź grubasie. - jęknął. 
-Jak ona jest gruba to.. - mruknął David. 
-Może gruba nie jestem ale trochę ciężka. - zachichotałam i ustałam obok. 
Było dziś strasznie gorąco a siedzenie w tym czasie w szkole wcale nie było lepsze. 
-Skończyłaś już lekcje? 
-Nie, jeszcze mam infe. - wywróciłam oczami. 
-Zrywasz się z nami? 
-Um, nie mogę zniszczyć sobie frekwencji. 
-Nasza Ronnie taka grzeczna? 
-Uwierz, że tak. - spojrzałam na Davida. 
-No dobra, my lecimy, narka. 
-Pa! - powiedziałam kiedy odeszli. 
Wolnym krokiem wróciłam do szkoły. Zostało dokładnie 7 minut przerwy a ja nie miałam co robić. Camila nie przyszła, chłopaki poszli a wszyscy inni tutaj są beznadziejni. Sorry, taka prawda. Usiadłam na ścianą po turecku. Wyjęłam telefon i usiadłam na instagrama.
 Poprzeglądałam zdjęcia i z Dodałam jedno *klik*
Po niecałej minucie miałam już kilka polubień. 
Tsa, typowo. 
Zadzwonił dzwonek i wstałam. Poczekaliśmy na nauczyciela, który otworzył salę. Usiadłam na swoim miejscu. 
Całą lekcję nic nie robiłam. Zresztą połowa klasy też. Informatyka jest beznadziejna, serio. 
W końcu zadzwonił upragniony przeze mnie dzwonek. Jak najszybciej wyszłam z sali. Wybrałam numer do Justina. Nie odbierał. Super. W taki upał będę wracać sama. Wybrałam najkrótszą drogę. Nie mogę sobie nawet wyobrazić jak będzie w wakacje. Szłam szybko. Chcę być w domu, gdzie w 100% jest chłodniej. Dosłownie wbiegłam do domu. Poczułam smród papierosów i piwa. 
 Wywróciłam oczami i zdjęłam buty. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę salonu. Byli u niego chłopcy, bo słyszałam śmiechy. 
-Jezu, Ronnie ma okres. - jęknął Justin.
 Na prawdę musiał to powiedzieć?! Nie znam większego idioty od niego. 
-Rozkapryszona księżniczka. Ma te swoje jebane humorki i mnie denerwuje. Gówniara dosłownie rozstawia wszystkich po kątach i zachowuje się jak skończona suka. 
Ałć
Nawet nie zauważyłam kiedy w moich oczach zebrały się łzy. Czyli on ma o mnie aż tak okropne zdanie? 
-Kurwa, mam jej serdecznie dość, wolałbym nie mieć dzieci, jak wy. 
Cios. Prosto. W. Serce. 
A najgorsze jest to, że nawet Jake nie stanął w mojej obronie. Szybkim krokiem podeszłam do nich. -Masz jeszcze coś do powiedzenia na mój temat? - spytałam. 
On był najebany w trzy dupy. 
-O widzicie! Księżniczka się wkurza. - prychnął. 
Nie wytrzymałam. Zamachnęłam się i uderzyłam go w lewy policzek. Pobiegłam do swojego pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Nie mogę uwierzyć, że powiedział coś takiego. Zsunęłam się na ziemię i schowałam twarz w kolanach wybuchając płaczem. 
Mój własny ojciec powiedział to, że wolałby nie mieć dzieci..
 
∆∆∆∆∆
Hejka!
Rozdział... um, nie chcę go komentować..
Nie zbyt mi się podoba, bo pisałam go na szybko.
Mam tak dużo lekcji, kartkówek i sprawdzianów, że nawet się nie wyrabiam.
Ale nie będę Was zanudzać własnym życiem..
Prosze Was o komentarze, bo to bardzo motywuje!
Nie wiem kiedy następny...
Do następnego kochani i zapraszam Was na moje nowe opowiadanie: klik 
Do następnego kochani <3 
 

  
 

sobota, 9 stycznia 2016

Nowe opowiadanie!

Hejka!
Zapraszam Was na moje nowe opowiadanie, które jest 2 częścią opowiadania "As long as you love"
Jest ono mało zależne od 1 części, powiem Wam, że będzie się tam dużo działo :D


KLIK 
Jest tam już kilka informacji, więc sprawdźcie! :)

piątek, 8 stycznia 2016

{10} Było od niej czuć papierosami i miętą, tak mi się wydaje

Rozmawiałam z Justinem jakiś kwadrans a potem poszłam się zebrać. Dziś idę z Camilą kupić sukienki na bal. Miałam iść rzekomo z Jakiem, ale raczej Justin się nie zgodzi. 
Cóż, trudno. 
-Juuustin.. 
 -Hm? 
-Idę kupić sukienkę, pomyślałam, że może dałbyś mi pieniądze? - usiadłam na stole, na przeciwko niego. 
-Nie siadaj na stół. 
 -Pod warunkiem, że..
 -Nie dam Ci pieniędzy, żebyś nie siadała na stół, wydoroślej. - prychnął. 
-Okey, usiądę tu. - usiadłam na jego kolanach okrakiem. 
-Jesteś głupia. - stwierdził. 
-Mam to po tatusiu. - uśmiechnęłam się słodko. 
-Urodę też masz po tatusiu, powinnaś mi za to dziękować. 
-Podziękuję ładniej jak dostanę te zasrane pieniądze.
 Justin wywrócił oczami i wyjął z kieszeni stu dolarowy banknot. 
-Nie wydaj wszystkiego, proszę Cię. 
-Rozważę to, a teraz lecę. - dałam mu buziaka w policzek i wstałam z jego kolan. 
-Stój! 
Usłyszałam, kiedy zakładałam swoje czarne szpilki. 
-Co?
 -Chyba tak nie idziesz. 
-Idę. - założyłam okulary przeciwsłoneczne. 
-A zresztą. - machnął lekceważąco ręką. - Idź.
Zaśmiałam się cicho i wyszłam z domu. Poprawiłam swoją torbę na ramieniu i ruszyłam w stronę galerii. Bal nie ma jakieś specjalnej tematyki, z czego się cieszę. Na początku był, wiecie jaki? Bal zombie. Byłam na nim, ale wyszłam po godzinie. Było cholernie nudno. Dostałam sms'a od Cam, że jest już na miejscu. Zostało jakieś 5 minut drogi, dlatego przyśpieszyłam. Mam nadzieję, że nie pożałuję tego, że założyłam obcasy. 
-Heej! - pisnęłam. 
-O, cześć. - zachichotała. - Chodźmy. 
-Wiesz, jaką dokładniej chcesz sukienkę? - spytałam. 
-Chcę długą, jak princess. - zarzuciła swoje włosy do tyłu, cicho chichocząc. 
-Ja chcę różową, reszta nie ma znaczenia. 
Obie zaśmiałyśmy się i weszłyśmy do pierwszego sklepu.

∆∆∆

Po godzinie byłam padnięta, ale kupiłam sukienkę. Różowa, do ziemi.. Jest cudowna. Camila ma taką samą tylko, że czarną. 
-Będziemy wyglądać jak księżniczki! - pisnęła. 
Zamówiłyśmy taksówkę, która ma nas zawieść do Cam. Jest dopiero przed piętnastą, a w domu nie będę miała co robić. Zapłaciłyśmy kierowcy i weszłyśmy do domu blondynki. Zdjęłam buty, w których moje nogi dosłownie umierają.
-Idź do mojego pokoju a ja wezmę coś do picia. - podała mi swoje torby. 
-Oki. - uśmiechnęłam się lekko i wbiegłam na górę. Ułożyłam jej torby na krześle a swoje przy balkonie. Podeszłam do jej biurka, gdzie na tablicy korkowej wysiały nasze nowe zdjęcia. 
Na pierwszym jesteśmy nad jeziorem To zdjęcie było robione wakacje w zeszłoroczne kiedy byliśmy całą klasą, drugie zaś urodzin Camili, gdzie jestem na baranach u Luke'a a a ona stoi obok nas i dmucha balona, trzecie na, którym jestem ja, Luke, Madison i Dylan. Robiliśmy je na ognisku, jakieś 2 miesiące temu. 
Czwarte jest zrobione na polanie, gdzie całuję ją w policzek. Piąte jest zwyczaje selfie, moje i jej. Szóste i ostatnie to jak jesteśmy nad morzem i dajemy sobie buziaka. 
To urocze. 
-Zauważyłaś? - spytała. 
-Jasne, te są znacznie lepsze. - zachichotałam. 
-Nie przesadzaj, tamte nie były złe. 
-Miałam na nich aparat i wyglądałam jak gówno. - wzięłam od niej szklankę. 
Wypiłam połowę swojego soku jabłkowego i odstawiłam szklankę na mały stolik. 
-Z kim idziesz na bal? - spytałam. 
-Z Dylanem, a Ty? 
-Nie wiem, nie mam z kim. - westchnęłam. 
-Jake, Luke, Justin? 
 -Justin? - zaśmiałam się. 
-Tak, czemu nie? 
-Bo to mój ojciec? 
 -No ale jest zajebisty! - pisnęła. 
-Boże. - zasłoniłam twarz rękami. 
Ta rozmowa jest nie komfortowa, zważając na temat "zajebistego" Justina. 
-Obejrzymy coś? 
-Dokładniej? - mruknęłam. 
-Nie wiem, może Paranormal activity? - spojrzała na mnie. 
-Oglądałam wszystkie, oprócz pierwszej części. - westchnęłam. 
-No ja też, dawaj. - zachichotała. 
-Włącz film, a ja zrobię przekąski! 
-Okeeeey. - jęknęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej. 
 Wzięłam laptopa Cam i odblokowałam go. Wyszukałam film i włączyłam go. Po chwili przyszła Camila z miską popcornu, dwoma paczkami chipsów, kilkoma batonami i pudełkiem ciastek oreo. 
-Nie za mało? - wskazałam na rzeczy. 
-Jeszcze idę po picie. - zachichotała. 
Wywróciłam oczami i zasłoniłam rolety, żeby było ciemniej.
Blondynka wbiegła do pokoju i rzuciła dwie butelki wody na łóżko. 
-Ło, jak zdrowo. 
-No wiem. - poruszyła zabawnie brwiami. 
-Oglądamy?

∆∆∆

O dziewiętnastej, po tym jak obejrzałyśmy film, powygłupiałyśmy się i przymierzyłyśmy sukienki, stwierdziłam, że czas się zbierać. Pożegnałam się z Camilą i ruszyłam w stronę domu. Poszłam przez park, mimo tego, że przez centrum miasta miałabym szybciej. Po prostu chciałam się przejść i przemyśleć kilka spraw. Zaczęło się już powoli ściemniać, a w parku było już ciemno, przez zasłaniające niebo korony drzew. Co jakiś czas mijałam kolesi próbujących mnie poderwać, czy coś w tym stylu. 
Idioci.. 
Zeszłam w boczną uliczkę, dwie przecznice od mojego domu. Super, musiałam natknąć się na pijanych, napalonych dupków. 
-Ej, skarbie! - usłyszałam. 
-Spieprzaj. - warknęłam. 
Poczułam silną dłoń, zaciskającą się na moim lewym nadgarstku. 
-Mnie się nie ignoruje, gówniaro. 
-Czyżby? - uniosłam brwi. 
-Tak. - syknął i przycisnął moje ciało do ściany. 
-Puść mnie. - zażądałam. 
-I mam zmarnować szansę na bzykanko? Nie na opcji.. 
-Nie jestem dziwką, a jeśli już jakiejś szukasz to idź pod latanię, do burdelu lub jakiegoś klubu. - warknęłam. 
-Nie ma tam takich, jak ty. - szepnął. 
Fuj, śmierdział papierosami i piwem. 
-Kurwa, odsuń się ode mnie! - krzyknęłam. 
-Zamknij mordę. 
-Pomocy! Halo! - wrzasnęłam. 
-Jebana szmata. - zasłonił mi usta.
 Ugryzłam ją, przez co ją zabrał. Czy tylko ja zawsze mam takie sytuacje? Ja pierdolę, moje życie się stacza. 
-Ronnie? - usłyszałam. 
Zobaczyłam Harrego, stojącego niecały metr ode mnie. 
-Odsuń się od niej, idioto. - syknął. 
Chłopak od razu odszedł i dołączył do,swoich kumpli, stojących dalej. 
-Dzięki. - westchnęłam, przytulając go. 
-Co gdyby mnie tu nie było? Cholera, nie powinnaś chodzić sama o tej godzinie w dodatku po Detroit! - fuknął. 
-Pierdolenie.. Idziesz do nas? 
-Tak, chodźmy. 
Szliśmy do domu w absolutnej ciszy, która nie była krępująca. Wręcz przeciwnie. 
-Jestem! - krzyknęłam. 
Zdjęłam z nóg szpilki i wolnym krokiem zaczęłam kierować się do schodów. 
-Stój! - powiedział Harry. 
-Co? 
-Powiedz Justinowi, co się stało. 
-Nie. - prychnęłam.
 On i tak mu opowie, tradycyjnie..
 Ignorując ich, weszłam na górę i zatrzasnęłam drzwi od swojego pokoju. Torbę odłożyłam na krzesło a zakupy położyłam przy szafie. Wyjęłam z szuflady czarną, koronkową bieliznę i bordowy crop top na ramiączka. W łazience się rozebrałam i weszłam do kabiny. Umyłam ciało i włosy, przez co pachniałam malinami. Wytarłam się dokładnie ręcznikiem i założyłam wybrane wcześniej rzeczy. Włosy delikatnie "wysuszyłam" ręcznikiem i zmyłam makijaż, a raczej resztki. Zeszłam powoli na dół. Jęknęłam cicho, kiedy usłyszałam głos Harrego. Miałam nadzieję, że już go nie będzie. Przygryzłam wargę, kiedy zeszłam ze schodów. Oboje spojrzeli na mnie. 
Kurwa, oni dosłownie gwałcą mnie wzrokiem. 
-Miałaś nie chodzić jak ubrana. - mruknął. 
-To ty tak powiedziałeś, nie ja. - ruszyłam do kuchni. 
-Chyba będę musiał częściej przychodzić wieczorami. - usłyszałam głos Hazzy. 
Wywróciłam oczami i wyjęłam z lodówki jogurt naturalny.
Zjadłam go szybko i napiłam się soku. Niepewnie ruszyłam w drogę powrotną. 
 -Nie przychodźcie do mnie, bo idę spać. 
Spojrzałam na Justina, który poprawił swoje spodnie w okolicach krocza. 
O Boże.. 
-Jadę do klubu, bo jest pokaz. - westchnął. 
-Okey, dobranoc. - uśmiechnęłam się lekko i weszłam do schodach na górę. 
Wyjęłam z szuflady papierosa i zapalniczkę. Otworzyłam okno i usiadłam na parapecie. Podpaliłam końcówkę i zaczęłam palić. Dziś, kiedy pierwsze dwa razy się zaciągnęłam nie kasłałam. Uznałam, że to nawet przyjemne. Nabrałam dużą ilość powietrza do płuc i odchyliłam głowę do tyłu. Wypuszczałam powoli dym z buzi i w tym samym czasie usłyszałam otwieranie drzwi od mojego pokoju. 


Justin Po'V

Zapomniałem. 
Miałem pogadać z Ronnie o tym, że wczoraj w jej pokoju śmierdziało papierosami. Musiałem zrobić to dzisiaj, bo potem wypadnie mi to z głowy. Zszedłem powoli po schodach i otworzyłem drzwi do jej pokoju. Było chłodno. Dopiero kiedy zobaczyłem ją siedzącą na parapecie z papierosem między palcami, zamarłem. Wypuszczała dym powoli. 
Kurwa, wyglądała... Nieważne. 
-Pojebało Cię? 
Gwałtownie odwróciła się w moją stronę i schowała szluga. 
-J-jaa.. 
-Bądź. Cicho. - warknąłem. 
Usiadła do mnie przodem i wzięła papierosa do ust. Robi to specjalnie, że nie wkurzyć. Zacisnąłem szczękę i odwróciłam głowę w prawą stronę. Podszedłem do niej i chciałem jej go wyrwać, ale ona złapała mój podbródek i przysunęła swoje usta do moich. Uchyliłem je lekko w zaskoczeniu a ona wykorzystała moment i "oddała" dym do mojej jamy ustnej. Później po prostu złączyła nasze usta. Nie zareagowałem. Stałem jak kołek, dosłownie. Mimo, że nie powinienem, odwzajemniłem pocałunek. Ułożyłem dłonie na jej biodrach a ona zarzuciła mi rękę na szyje, dzięki czemu byliśmy bliżej. 
Kurwa, jestem głupi. 
Było od niej czuć papierosami i miętą, tak mi się wydaje. Ronnie złapała moją dolną wargę w zęby i lekko pociągnęła do siebie. Moje spodnie są tak ciasne, że zaraz nie wytrzymam. 
-Nie powinniśmy.. - szepnąłem, odsuwając się lekko. 
-Wiem, ale.. - przerwała. - Musiałam. - westchnęła. 
Ostatni raz zaciągnęła się papierosem i wyrzuciła go przez okno. 
-Od kiedy ty palisz? 
-Od wczoraj. 
 -Żartujesz sobie ze mnie? 
-Nie. Byłam zła i chciałam zapalić. - ustała przede mną. 
-Ronnie.. 
Zaraz. Eksplodują. Mi. Spodnie. 
-Hm? 
-Spójrz w dół. 
 -To ja? - zaśmiała się. 
-To nie jest śmieszne. Bardziej niepokojące. - westchnąłem głośno. 
-No przepraszam. - wywróciła oczami. - Jedź już na ten pokaz. 
Wypchnęła mnie i zamknęła drzwi. Nie mogę tak zejść na dół. Przekląłem pod nosem i wszedłem do łazienki. Wiecie sami co musiałem zrobić. To zaczyna się robić strasznie uciążliwe. Umyłem ręce, ogarnąłem włosy i zbiegłem na dół. Harry leżał na kanapie, na brzuchu. 
-Okey, zbieraj się. 
-Boże, Ci tyle zajęło? - jęknął podnosząc się. 
Całowanie się ze swoją córką, zwalenie sobie i ogarnięcie. 
-Gadałem z Ronnie. - skłamałem. 
-Chodźmy już. - wywrócił oczami. 
Zaśmiałem się i wyszedłem za nim z domu. 
-Ty dziś nie pijesz. - mruknął. 
-Żartujesz? - prychnąłem. 
-Nie. Tym razem ty nas odwozisz. - wsiadł do samochodu. 
Zająłem miejsce pasażera. Nie zamierzałem się kłócić. Najwyżej odwiezie nas ktoś, z kim pracuję. W klubie byliśmy dziesięć minut później. Już przed było słychać muzykę. 
Przeszliśmy obok ochroniarzy. Chyba są jednymi z najlepszych jakich zatrudniłem w ostatnim czasie. Pokaz miał się zacząć za chwilę a ja, odszukałem w tłumie Victorię. Stała przy barze, rozmawiajac z Zackiem (barmanem). 
-Hej. - mruknąłem. Harry już zdążył gdzieś zniknąć.
 Tak, typowe. 
-Oo jesteś! - pisnęła. 
-Zostawiłaś mi papiery. 
 -Ahh, no tak! Nie powinnam wchodzić, ale to było.. 
-Spokojnie. - zaśmiałem się. - Kiedy ten pokaz? 
-Dokładnie za dwie minuty. - uśmiechnęła się lekko. 
-Mam nadzieję, że zainwestowałaś moje pieniądze w porządne tancerki. 
-Widziałam próby. Są lepsze od tych poprzednich. Poza tyn, kupiłam nowe stroje. Sam zobaczysz, powinny Ci się podobać. 
-Dziewczyny czy stroje? 
 -To i to. - uśmiechnęła się lekko. 
No i właśnie w tym momencie z głośników zaczęła lecieć muzyka. To znaczy, wcześniej leciała ale zmieniła się na rzecz pokazu. Zebrało się więcej ludzi a po chwili wyszły dwie tancerki.
Miały takie same stroje. No i tym razem Viki się spisała, na medal. Ich strój składał się z: białej pary stringów, białego, cienkiego gorsetu i mega wysokich białych szpilkach (dziwię się, że umieją w czymś takim chodzić). 
Brunetka i blondynka. 
 Kurwa, Victoria musi mi kupić nowe bokserki. 
Przepchałem się przez tłum ludzi i ustałem w pierwszym rzędzie. Jedna z nich zaczęła tańcem na róże a druga to nie wiem. Skupiłem się tylko na tej brunetce. Wyglądała tak.. Zajebiście. Nim się obejrzałem obje zdjęły gorsety. Wszyscy zaczęli piszczeć i wiwatować a ja stałem jak kołek. Dosłownie. Sorry, ale takie rzeczy to nie dla mnie. Odwróciłem na chwilę wzrok i przegryzłem wargę. Po chwili znów na nią spojrzałem. 
-Ronnie..? - szepnąłem.
Patrzyłem się na nią do końca pokazu. Przysięgam, że widziałem Ronnie. Jak najszybciej znalazłem Victorię. Pomińmy fakt, że starałem się ukryć wybrzuszenie w swoich spodniach. 
-Ta czarna, jak się nazywa? 
-Co? 
-Jak. Się. Nazywa. - warknąłem. 
-Woah, nie denerwuj się. Eveline Travis. - mruknęła.
 Pokiwałem głową i odszedłem. 
Kurwa, ona.. Ja wyobraziłem sobie własną córkę.. Nie, to za dużo. 
-Daj coś mocnego, stary. 
-Się robi, szefie. - i zniknął. 
Przetarłem twarz rękami. Jestem pojebany, teraz to już pewne w 100%. Kieliszek za kieliszkiem i tak oto byłem najebany w trzy dupy. 
-Zack.. Niech ktos mnie odwiezie do domu.. - wybełkotałem. 
-Się szef nawalił. - westchnął. 
Chciałem poszukać Harrego, ale bałem się wstać. Kręci mi się w głowie i jestem jakiś odurzony. Mam nadzieję, że on nie dodał mi nic podejrzanego do alkoholu. 
-Chodź, Justin. 
Zobaczyłem przed sobą jednego z ochroniarzy. 
-Po co? 
-Odwiozę pana. - pomógł mi wstać. 
To musiało wyglądać na prawdę komicznie. 
Właściciel klubu wyprowadzany przez ochroniarza? 
 Poprawka: Najebany właściciel klubu wyprowadzany przez ochroniarza. 
Usiadłem na miejscu pasażera. Podałem mu adres, gdzie ma mnie zawieźć. 
-A co z moim samochodem? 
-A tego nie wiem. 
-Mam kluczyki, podstawisz mi go rano? 
-Dobrze. 
-Dzięki, stary. - burknąłem. 
Ohh, wyobrażam sobie jutrzejszego kaca! 
-Poradzi pan sobie? 
-Oczywiście! - zaśmiałem się. 
Okej, coś ze mną nie halo.. 
Dostałem się do domu. Potknąłem się ze trzy razy, ale nie obaliłem. Tak, brawo ja. Wszedłem po schodach i wszedłem do sypialni Ronnie. Dlaczego? Przez ten pokaz. Po prostu chciałem zobaczyć, czy to na pewno nie była ona. Nie była. Ale skoro już jestem... Zdjąłem z siebie wszystko, zostając tylko w bokserkach. Położyłem się obok córki i objąłem ją ramieniem. Nie musiałem długo czekać. Od razu odpłynąłem.


∆∆∆∆∆∆ 
Hejka misie!
Udało mi się napisać rozdział :'))
Męczyłam się kilka (jak nie kilkanaście..) godzin.
Ale tak sobie wyszedł :/

No.. Poruszmy znienawidzoną dla nie sprawę.
Mianowicie chodzi mi o komentarze.
Pod jednym rozdziałem jest 17 a pod innym 14.
Mimo, że to tylko różnica trzech, dla mnie to dużo znaczy.
Pamiętajcie, że to jest duża motywacja i wtedy wiem, że czytacie.

No z mojej strony to chyba tyle :)
+ jest nowa strona "wasze blogi"
Zapraszam x.
Do następnego i  życzę udanego weekendu <3