niedziela, 28 lutego 2016

{16} Oj, nie gniewaj się.

Przepraszam, za tak długą nieobecność, ale wracam z większą ilością weny!
Tak myślę haha xd



Dziś jest w końcu dzień balu! Na prawdę nie mogłam się go doczekać. Nic się nie zmieniło - idę z Lukiem, ale Justinowi to się średnio podoba. Jest zazdrosny. Cam miała do mnie przyjść o dziesiątej (bal jest od 18 ale chciała mieć wystarczająco dużo czasu na przygotowanie się). Wzięłam szybki prysznic i założyłam bieliznę i białą, dużą koszulkę Justina. Zeszłam na dół, gdzie szatyn przygotowywał śniadanie dla nas wszystkich. 
-Heej. - pocałowałam go w policzek. 
-Cześć. - uśmiechnął się szeroko. 
-Ou, wyglądasz... O Boże. - mruknął. 
Pocałował mnie szybko w usta i wrócił co robienia posiłku.
Usiadłam przy stole i czekałam. 
-Pokroisz banany? 
-Okey. - wstałam. 
Wyjęłam dwa banany i pokroiłam je. Nałożyłam na talerze po 2 naleśniki i kilka kawałków bananów. Postawiłam wszystko na stole i zrobiłam herbatę. Dla mnie i Cami zieloną o smaku mango-opuncja a dla Justina zwykłą, czarną. Nawet nie zauważyłam, że stał i mi się przyglądał. 
-Okey, jestem! Nie mogłam się zabrać z taksówki! Ronnie! - usłyszałam. 
To Camila. Przeważnie jak do mnie przychodzi to drze się wniebogłosy. 
-Jestem w kuchni! - podniosłam głos. 
Usłyszałam jak odkłada rzeczy i po chwili pojawiła się w kuchni. 
-Hej, hej. - pisnęła. 
Przytuliłam ją i zalałam herbaty wodą.
 -Hej, Justin. - mruknęła. 
-Siema.
 Kazałam im usiąść do stołu a ja umyłam ręce. Po zjedzonym posiłku wszyscy rozeszli się do siebie. 
-To, od czego zaczynamy? - spytałam. 
-Makijaż, chyba. - przegryzła wargę. 
Wyjęła swój zestaw do makijażu (który dostała od rodziców na urodziny) i dwie kosmetyczki. Co jak co ale ona na w cholerę tego wszystkiego. 
-Najpierw ty, czy ja? - mruknęła. 
-Najpierw pomaluję Ciebie. - klasnęła w dłonie. 

∆∆∆ 

Po czterdziestu pięciu minutach mój make-up był gotowy.
Camila wykonała kawał dobrej roboty! Moje oczy były podkreślone granatowym cieniem, miałam zrobione kreski i przyklejone sztuczne rzęsy, które wyglądały wyjątkowo naturalnie. Moje usta były pomalowane na naturalny róż (chociaż i tak będę musiała je malować jeszcze przed wyjściem). Teraz moja kolej na zrobienie jej makijażu. Cholera, boję się, że mi nie wyjdzie. 
-Nie chcę mocnego, zrób jakiś delikatny. - uśmiechnęła się. 
Pokiwałam głową i wzięłam się do roboty. Na szczęście malowałam ją około dwadzieścia pięć minut. Lekko podkreślone oczy - złoto białym cieniem i maskarą, usta w odcieniu różu, nieci mocniejszego ode mnie. 
-O taki efekt mi chodziło! - pisnęła. 
Na szczęście obie jesteśmy zadowolone z efektu końcowego. 
-Włosy? 
-Włosy. - pokiwałam głową. 

∆∆∆ 

Zrobiłam Cam włosy. Miała coś w podobnie koka, tylko bardziej luźnego. Ona zaś wyprostowała mi włosy i zrobiłam loki lokówką. Wyglądam ślicznie - zresztą moja przyjaciółka również.
Generalnie największy problem tkwi w tym, że do trzeciej w nocy (o tej jest koniec balu) moja fryzura może się rozwalić. Jednak Cam nawaliła mi na włosy w cholerę lakieru. Było już po szesnastej. Tak na prawdę to zostało nam tylko ubranie się i dopracowanie wszystkiego.
 -Ronnie! 
-Nie wchodź! Nie wchodź! - krzyknęłam. 
-Dlaczego? 
-Szykujemy się na bal, nie teraz. - jęknęłam. 
-Ale.. 
-Błagam, Justin. - westchnęłam. 
-Okey, okey. 
Wywróciłam oczami i wyjęłam swoją sukienkę.
Położyłyśmy je na łóżku. 
-Są prześliczne. - uśmiechnęła się. 
-Tak, doskonałe. - zachichotałam. 
 Rozebrałam się do bielizny i założyłam moją sukienkę. Bardziej suknię bo jest długa i dość duża. Camila uczyniła to samo. Zrobiłyśmy sobie kilka jak i nie kilkanaście zdjęć. Założyłam granatowe szpilki i wzięłam tego samego koloru kopertówkę. Schowałam tam telefon, kilka kosmetyków, chusteczki higieniczne, pieniądze i dokumenty. Poczekałam na przyjaciółkę. Założyłam w tym czasie srebrne kolczyki i bransoletkę tego samego koloru. Popsikałam się swoimi ulubionymi perfumami. Cami miałam również srebrne dodatki, czarne szpilki i srebrną kopertówkę. Była siedemnasta czterdzieści.
Skierowałyśmy się na dół. 
Chłopcy mają być o osiemnastej.
-Jezu, w końcu! Myślałem, że nigdy się nie zbierzecie! - powiedział Justin, podnosząc się z kanapy. Kiedy nas zobaczył mało co nie zemdlał. Razem z blondynką zachichotałyśmy. 
-Nie no, zwracam honor... Wyglądasz.. Wyglądacie zajebiście. 
Jezu, on dosłownie gwałci nas wzrokiem. 
-Ups, chyba ślinka poleciała. - jęknęłam. 
Wszyscy się zaśmialiśmy. Podmalowałyśmy usta, ja pożegnałam się z Justinem i wyszłyśmy przed mój dom. Chłopaki powinni tu być lada chwila. Po pięciu minutach samochód Luke'a zaparkował na podjeździe przed moim domem. Chłopcy dżentelmeni - pomogli nam wsiąść do samochodu. Droga minęła szybko. Zaparkowaliśmy naprzeciwko wejścia szkoły. 
-Wyglądasz przepięknie. - szepnął Lukey. 
-Awww, dziękuję. - pocałowałam go w policzek.
Cam ze swoim towarzyszem zniknęła z zasięgu mojego wzroku. Weszliśmy do szkoły, z której było już słychać głośną muzykę.
Co jest najgorsze - mamy przydzielone klasy, gdzie jest "poczęstunek".
 Luke wyglądał na prawdę dobrze. Miał czarne, dopasowane rurki, białą koszulę i na to czarną marynarkę. 
-Um, Luke.. 
-Co? - spojrzał na mnie. 
-Myślisz, że mogę być u Was w klasie? - przegryzłam wargę. 
-Raczej tak. - wzruszył ramionami. 
Uśmiechnęłam się lekko i złączyłam nasze dłonie razem. Poszliśmy na salę, gdzie będą tańce. 
Pomieszczenie było całe w balonach i serpentynach. Była kula, która "dawała" kolory i kula dyskotekowa. Na końcu pomieszczenia była scena i obok stół z piciem i chyba jakimiś przekąskami. Na scenie rozłożony był sprzęt DJ'a. 
Wow, na prawdę dobrze to przygotowali. 
Kilka dziewczyn już tańczyło, i szczerze jak na razie jestem jedyną, która ma taką sukienkę.
Ale co tam - będę wyjątkowa (oczywiście, razem z Camilą). Luke pociągnął mnie w stronę wyjścia na boisko szkole. Na trybunach siedziało kilku chłopaków, do których podeszliśmy. 
-Siema sta... O kurwa. - przeniósł wzrok na mnie. 
-Nie kurwa, tylko Ronnie. - powiedział Luke.
Zachichotałam cicho i usiadłam. Było trochę trudno, no ale udało się. 
-Co tam? - spojrzałam na nich. 
Jak na zawołanie wszyscy wzruszyli ramionami. Pierwszy odezwał się Ben. 
-Nudno, ale przyszedłem tylko dlatego, że będę mógł popatrzeć jak dziewczyny tańczą. - zaśmiał się. 
Wywróciłam oczami i wyjęłam z torebki lusterko. Przejrzałam się i przełożyłam wszystkie włosy na lewe ramie. 
-No to.. Idziemy? - spytałam. 
Pokiwali głowami i wstali. Podszedł do mnie Mazi i objął mnie ramieniem. Spojrzałam na niego spod rzęs a on puścił mi oczko.
 -Spierdalaj. - powiedział Luke. 
Zaśmiałam się razem z chłopakami i podeszłam do przyjaciela. 
-Aww ktoś tu jest zazdrosny. 
-Nie jestem zazdrosny. - wywrócił oczami. 
-Tak, tak też Cię kocham, Luke. - machnęłam lekceważąco ręką. 
Weszliśmy do szkoły i pożegnałam się z chłopakami.

∆∆∆ 

Zgłosiłam swoją obecność do wychowawcy (nie siedziałam ze swoją klasą) i poszłam do klasy Luke'a. Jego pani pozwoliła mi tutaj być więc wszystko jest dobrze. Siedziałam obok Luke'a i Dylana. Jedliśmy chipsy ciągle się z czegoś śmiejąc. Jak dotąd widziałam dwie osoby (nie licząc mnie i Cam) i długich sukienkach. Niektóre dziewczyny mają tsk krótkie, że ledwo zasłaniają im tyłek.
 Dziwki..
Ugh.. Dowiedziałam się, że ludzie głosują na króla i królową balu. 
-Luke, skarbie.. - zaczęłam. 
-Co tym razem? - westchnął. 
-Zatańczysz ze mną? - zrobiłam smutną minkę. 
-Rany, dobrze wiesz, że nie.. 
-Jezu, nie bądź cipą, Black. - mruknął. 
Luke zmroził go wzrokiem i wstał. 
-Chodź. - wyciągnął do mnie rękę. 
Uśmiechnęłam się zwycięsko i wstałam. 
-Ale tylko jeden taniec. 
-Tak, tak.. - machnęłam lekceważąco dłonią. 
Przeszliśmy korytarz i weszliśmy na salę. Ludzie tańczyli, bawili się, rozmawiali i inne takie. W tym samym czasie piosenka zmieniła się na "Roses". 
-Panowie, łapiemy swoje kwiatuszki i tańczymy? - powiedział DJ. 
Zaśmiałam się cicho. Luke ułożył ręce na moich bokach i ja owinęłam ręce wokół jego szyi. Przysunęłam się bliżej niego. Wolno poruszaliśmy się w rytm muzyki. Uśmiechnęłam się pod nosem. 
-Mówiłem Ci, że ślicznie wyglądasz? 
-Mhm, nawet nie raz. 
Chłopak obrócił mnie i złapał moją dłoń. 
Przetańczyliśmy całą piosenkę. 
Mówił, że nie umie tańczyć - a robił to lepiej ode mnie. 
-To jak, jeszcze do jednej? 
-O, teraz to chcesz tańczyć. - wywróciłam oczami. 
Wzruszył ramionami. 
-To jak? Tańczysz? - uśmiechnął się. 
Z głośników zaczęła lecieć piosenka Seleny Gomez "Same old love". Pokiwałam głową i wzięłam rękę Luke'a, którą sam mi podał. Położyłam głowę na jego ramieniu a on pocałował mnie w głowę. Po przetańczeniu jeszcze trzech piosenek (tym razem były one szybsze) wróciliśmy do klasy.
-Tylko jeden taniec. - pokiwał głową Dylan. 
-Zamknij się, Braun. - warknął. 
Wzięłam swój kubek z piciem i napiłam się. 
-Jak świętujemy jutrzejszy koniec roku? A my koniec szkoły! 
 No tak.. Luke już kończy szkołę. Szkoda, bo z ostatnimi klasami było na prawdę fajnie. 
-Ja nie wiem, a Wy? 
-On to pewnie najebie się do nieprzytomności. 
-Ja? Raczej ty. - prychnął Dylan. 
-Dobra, koniec. - przerwałam mi.

∆∆∆ 

Po północy razem z Cam i Chloe wyszłyśmy na dwór. Zdjęłam buty i usiadłam na ławce. 
-Czemu nie wzięłam butów na zmianę? - jęknęłam. 
-Ja też. - powiedziały w tym samym czasie. 
Westchnęłam. 
-Coo robicie? 
Odwróciłam się w stronę dźwięku. Przyszli do nas chłopcy. 
-Umieramy z bólu. - powiedziałam Cam. 
-Co? - zaśmiał się Jason. 
-Chcesz pochodzisz na obcasach przez jakieś pięć godzin? - spytałam. 
-Woah, nie dzięki. 
Po około dziesięciu minutach wróciliśmy do szkoły. Zrobiło się trochę chłodno. Z dziewczynami poszyłyśmy na salę tańczyć. Ludzie głosowali na króla, królową i parę balu.
Oh Boże, to jest beznadziejne..
Ja, Camila, Chloe i Madison tańczyłyśmy razem. 
-Uwaga, zapraszamy wszystkich na salę! - powiedziała Dyrektorka.
 A ona tu czego szuka?
Cam dosłownie pobiegła pod scenę. Po chwili dołączył do nas jeszcze Luke z Dylanem. 
-Ogłaszamy zwycięzców! 
Wszyscy zaczęli klaskać, krzyczeń i gwizdać. 
Zaczyna się.. 
-Na początek królowa balu. - zaczęła. 
Otworzyła białą kopertę i wyjęła z niej karteczkę. 
-Królową balu zostaje... Camila Montez!
Cam pisnęła i przytuliła nas wszystkich. Weszła na scenę, a dyrektora założyła na jej głowę koronę i wręczyła kwiaty. Zaczęliśmy bić brawa. 
-Okey, teraz król. - wzięła kolejną kopertę.
Powtórzyła czynność jak z poprzednią. 
-Królem balu zostaje.. Justin Rivera! 
Serce zabiło mi przez imię wypowiedziane przez dyrektorkę.
Camila się w nim kocha już ze dwa lata! 
-Teraz para. 
Nie wiem czemu ale zaczęłam się stresować. 
-Parą balu zostaje Ronnie Bieber i Luke Black, gratuluję! - powiedziała.
 Spojrzałam na Luke'a, który był tak samo zdziwiony jak ja. 
-Zapraszamy! 
Szatyn złapał moją rękę i weszliśmy na scenę. 
Jezu, zaraz zemdleję. 
Dostaliśmy małe korony i "szarfy" z napisem 'para balu 2015". 
-Teraz zwycięscy zatańczą taniec. 
 Zeszliśmy ze sceny. Wszyscy zrobili duże koło. Okey, jestem jeszcze bardziej zestresowana niż wcześniej. Z głośników wydobyła się piosenka Ariany Grande "One last time". Spojrzałam na Camilę, która już tańczyła z Justinem. Ja i Luke zrobiliśmy to samo. Poruszaliśmy się w rytm muzyki. Ludzie klaskali, co szczerze było nawet fajne. 
-Zmiana partnera! 
Przegryzłam wargę i podeszłam do Justina. Nie wiem czemu ale to imię kojarzy mi się z MOIM Justinem. Tańczyliśmy tak do końca piosenki. Potem otrzymaliśmy ogromne brawa. 
-Przypominam, że bal trwa do trzeciej. - powiedziała dyrektorka i wyszła. 
Piosenka się zmieniła i wszyscy wrócili do tańca. Camila od razu do mnie podbiegła. 
-Ja i Justin, o mój Boże, powiedział mi, że jestem piękna. - pisnęła. 
W jej oczach mogłam dostrzec już łzy. 
-Woah, nie płacz bo się rozmażesz. 
 -Cam.. - usłyszałam.
 Podszedł do nas Justin. 
-Zostawię Was samych. - mruknęłam i odeszłam. 
Przed wejściem na salę stał Luke i rozmawiał z jakimiś chłopakami. Uśmiechnęłam się do niego i weszłam do sali. 
-Gratulacje! - powiedziała jego wychowawczyni. 
-Dziękuję. - uśmiechnęłam się. 
Wow, na trzy klasy wygrałam właśnie ja i Luke. 
Przecież jestem najmłodsza i w ogóle a tu takie coś! 
Serio, jestem z siebie dumna.
Napiłam się wody i zjadłam kawałek ciasta. 
-Veronica, szybko! - usłyszałam. 
Do klasy wbiegła Madison. 
-Muszą Wam zrobić zdjęcie. 
Westchnęłam i poszłam za szatynką. Odnalazłam Luke'a, Camilę i Justina czekających na mnie. Na początku zrobili zdjęcie im, potem nam a na końcu wszystkim. 
-Co jest? - zapytał Luke. 
-Jestem zmęczona i jakoś źle się czuję. - mruknęłam. 
-Mogę zabrać cię do domu, jeśli chcesz. 
-Nie, nie chcę psuć ci zabawy. - westchnęłam. 

∆∆∆

 Siedziałam w klasie rozmawiając z Camilą. Justin zaprosił ją w weekend do kina. Jest taka szczęśliwa, że nie macie pojęcia. 
-Na prawdę powinnaś wrócić do domu. - spojrzała na mnie.
 Czułam się jeszcze gorzej. Zaczął mnie boleć brzuch. 
-Jeszcze godzina, wytrzymam. 
-Nie bądź uparta, daj telefon. - wyciągnęła rękę. 
Wyjęłam ze swojej torby telefon i podałam go dziewczynie. Nie miałam już nawet siły protestować. Jak zawsze muszę sobie i komuś zniszczyć zabawę. 
-Halo? Justin przyjedź do szkoły. Nie, tylko Ronnie się gorzej poczuła.. Okej, wyjdę z nią na dwór i poczekamy.. Ta, pa. - rozłączyła się. 
Podziękowałam jej słabym uśmiechem. Blondynka spakowała wszystkie moje rzeczy i pomogła mi wyjść na zewnątrz. 
-Ej, co jest? - podbiegł do nas Luke. 
-Źle się czuję. - mruknęłam. 
-Mówiłem, żeby Cię odwieźć to nie! Idziemy. - wyjął kluczyki. 
-Justin po mnie przyjedzie, ale dzięki, że się troszczysz. Po chwili samochód Justina zaparkował pod szkołą. Dosłownie do mnie przybiegł. 
-Ładna korona. - powiedział, kiedy był blisko.
 Jezu, jaki idiota..
 -Jutro po ciebie przyjadę. - powiedział Luke. 
Pokiwałam głową i pożegnałam się z nimi. Justin pomógł mi wsiąść do samochodu. Dał mi butelkę wody, żebym się napiła i tak zrobiłam.
-Co się stało? 
Wzruszyłam ramionami. 
-Źle się poczułam i tyle. 
-Wygrałaś. 
-Para balu. - uśmiechnęłam się lekko. 
-Ty i Luke? Woah. - zaśmiał się. 
-Nie śmieszne. - wywróciłam oczami. 
-Oj, nie gniewaj się. 
-Nie gniewam, po prostu chcę do domu i iść spać. - ziewnęłam. 
Chwilę po tym byliśmy już pod domem. Justin wziął mnie na ręce w stylu ślubnym i zaniósł na górę do jego sypialni. Zdjęłam koronę i szarfę, odkładając je na komodę. Chłopak pomógł mi z zdjęciem sukienki. 
-Jesteś przepiękna. - zaczął całować moją szyję. 
Przymknęłam oczy i odchyliłam głowę w bok. Chłopak zsunął sukienkę z moich piersi, przez co spadła na ziemię. Wyszłam z niej i odwróciłam się twarzą do Justina. 
-Justin.. - szepnęłam. 
-Shh. 
Podniósł mnie tak, że nasze twarz były na jednej wysokości. Wpił się w moje usta, a ja włożyłam palce w jego włosy. 
-Mmm.. - jęknął cicho. 
Położył mnie na łóżku tak, że górował nam moim ciałem. Przeniósł pocałunki na moją szyję i obojczyki. 
-Miałam iść spać.. - szepnęłam, szybko oddychając. 
-Ja cię tylko usypiam. - mruknął do mojego ucha. 
Niechcący dotknęłam udem jego krocza, przez co gwałtownie wciągnął powietrze.
 -Nie rób tak, błagam. - wydyszał. 
Zaczął całować mój brzuch a potem wewnętrzną stronę ud. Jęknęłam cicho.
 -Śpij już, skarbie. - szepnął, całując mnie w usta. 
Justin rozebrał się do bokserek i położył się obok mnie. 
-Jesteś okropny. - szepnęłam. 
Zdjęłam biżuterię i położyłam się. 
-A co myślałaś? Że zrobię Ci dobrze? Mogłaś poprosić. 
-Spieprzaj. - uderzyłam go w tors. 
Odwróciłam się tyłem do niego i zamknęłam oczy. 
Poczułam, jak Justin się do mnie zbliża. 
-Dobranoc. - szepnęłam. Chłopak przytulił mnie i pocałował w głowę. 
-Dobranoc.



∆∆∆∆∆ 
W końcu!
Obiecałam sobie, że napiszę rozdział na dziś/ jutro no i udało się!
Mam nadzieję, że Wam się podoba bo ja jestem mega zadowolona :D
Cóż.. myślę, że odzyskuję wenę co mnie cieszy!
Postaram się dodać rozdział jeszcze w tym tygodniu (ale na prawdę nie mogę Wam tego obiecać!).
Btw.. zapraszam Was jeszcze na moje drugie opowiadanie: klik 
Do następnego kochani xx 


 
 
 

sobota, 13 lutego 2016

{15} Używa wulgaryzmów na prawo i lewo!

 Z góry przepraszam za tak krótki rozdział, w notatce na dole jest wszystko wyjaśnione :)


Veronica Po'V 

Obudziło mnie delikatne łaskotanie na brzuchu. Powoli uniosłam powieki i zobaczyłam Justina siedzącego przede mną z wielkim uśmiechem na ustach. -
Dzień Dobry, skarbie. - mruknął. 
-Heej. - przeciągnęłam się. 
-Wyspałaś się? 
-Mhm. - usiadłam. 
Dałam mu buziaka. 
-Idę się ogarnąć, zrób mi śniadanie. - uśmiechnęłam się słodko i weszłam do łazienki. 
Usłyszałam jego westchnięcie i to, że wychodzi z pokoju. Zdjęłam bieliznę i związałam włosy. Weszłam pod prysznic i wzięłam waniliowy żel. Umyłam nim ciało i spłukałam powstałą pianę. Wyszłam i dokładnie wytarłam ciało. Założyłam bieliznę i wyszłam z pokoju.
Wyjęłam grafitowe jeansy, białą, luźną koszulkę i parkę w kolorze zieleni khaki. Włosy rozpuściłam i wyprostowałam. Założyłam czarną czapkę beanie i czarne buty typu glany. Pomalowałam rzęsy maskarą i zamknęłam okno, które było otwarte całą noc. Pogoda była beznadziejna. Padało i wiało. Zeszłam na dół i poszłam do kuchni.
-Śniadanie jest już na stole. - powiedział Justin, uśmiechając się lekko. 
Podeszłam do stołu, gdzie na talerzu leżały cztery czekoladowe naleśniki z kawałkami truskawek. Uśmiechnęłam się i zjadłam swój posiłek. Wstawiłam talerz do zlewu i napiłam się mrożonej herbaty. 
-Aw, skarbie.. Wyglądasz ślicznie. 
 Justin wszedł do kuchni uśmiechnięty i podszedł do mnie. Przycisnął mnie do wysepki kuchennej i dał buziaka.
-Jesteś taka cudowna. - szepnął.
Złapał mnie za uda i podniósł tak, że nasze twarze były na jednej wysokości. Posadził mnie na krześle i wpił się w moje usta. Jęknęłam cicho, kiedy ścisnął lekko mój pośladek. Wplątałam place w tego włosy i delikatne pociągnęłam za ich końcówki. Justin przegryzł moją dolną wargę i pociągnął ją lekko do siebie. 
-Co wy najlepszego wyprawiacie?! 
Oderwaliśmy się od siebie jak oparzeni. Głos Pattie rozniósł się po całym domu (jak i nie poza). 
-Ja.. M-my.. - zaczęłam. 
-To nie tak, jak myślisz. - powiedział Justin, nadal szybko oddychając. 
-Całowałeś się z własną córką, do cholery! - krzyknęła. 
Wywróciłam oczami i zeszłam z krzesła. 
-Po co tu przyszłaś? - westchnęłam, krzyżując ręce na piersi. 
-Chciałam zobaczyć, czy jesteś w domu po tym, jak uciekłaś, ale widzę, że wróciłaś i znakomicie się bawisz! 
-Wręcz zajebiście. - prychnęłam. 
-Ale nie tylko po to.. Chcę mieć z Jeremim wyłączne prawo do opieki nad Ronnie. W dodatku po tym co zobaczyłam, jestem pewna, że przyznają mi do tego prawo. - wyprostowała się.
-Mówiłam Ci, że nie ma takiej opcji! - podniosłam głos. 
-Chwila.. O co ci chodzi, mamo? 
-O to, że dajesz zły przykład Ronnie. - warknęła. 
-Co? - zaśmiał się. - Ronnie to jest MOJA córka, a Ty nic nie możesz z tym zrobić. 
-Ależ mogę. Jeśli powiem im, co tu robiliście. 
-Jesteś głupia czy pojebana?! - wrzasnęłam. 
Babcia spojrzała na mnie niedowierzając. Dosłownie się we mnie gotowało przez nią. 
-Widzisz? Używa wulgaryzmów na prawo i lewo! 
-No i? To nie twoja sprawa. - syknął. 
-Wyjdź już. - powiedziałam. 
-Dobrze. Ale nie chcę mieć z wami nic wspólnego. Nie z takimi ludźmi jak wy. 
Odwróciła się i wyszła. Spojrzałam na Justina, który stał wkurzony. Nawet bardzo. 
-Justin.. 
-Spokojnie. Nie odbierze mi Ciebie. 
Pokiwałam głową i ruszyłam w stronę schodów. Weszłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Wzięłam głęboki oddech i policzyłam do dziesięciu, żeby się uspokoić. No ale nie przyniosło to żadnego efektu. Wzięłam słuchawki i podłączyłam je do telefonu. Wsadziłam je do uszy i zeszłam na dół.
 -Idę się przejść, muszę pomyśleć. - powiedziałam. 
-Jasne. 
Włączyłam muzykę i zaczęłam iść. Na całe szczęście już nie padało. Wolnym krokiem zaczęłam iść przed siebie.

∆∆∆ 

Po godzinnym chodzeniu, bolały mnie już nogi i byłam głodna. Na szczęście w kurtce miałam trochę pieniędzy. Doszłam do najbliższego sklepu. Weszłam do środka i skierowałam się do alejki z "pożywnym" jedzeniem. Wybrałam rogala 7days* i wodę. Tylko na to mnie było teraz stać. Zapłaciłam sprzedawcy - który swoją drogą wcześniej spał i wyszłam. W drodze zjadłam i wypiłam połowę butelki picia. 
-Uważaj! - usłyszałam. 
Nim się spostrzegłam jakiś chłopak odepchnął na a ja upadłam na chodnik. Syknęłam, kiedy uderzyłam ręką (tą, na której mam opatrunek) i krawężnik. 
-Nic Ci nie jest? Jezus Maria. - powiedział. 
Podniosłam wzrok i zobaczyłam tego chłopaka ze skate parku. 
Um... To Mike! 
-Ronnie? 
-Cześć. - odchrząknęłam. 
-Jezu, prawie Cię potrącili, wszystko w porządku? 
 -Tak, dziękuję. Po prostu się zamyśliłam. - pokiwałam głową. 
Chłopak pomógł mi wstać i upewnił się jeszcze, czy wszystko w porządku.
-Pójdziemy na kawę, czy coś? 
-Nie chcę sprawiać Ci problemu, i tak uratowałeś mi życie. - westchnęłam. 
-Co? Dla mnie to będzie sama przyjemność, jeśli pójdziesz ze mną. 
-No okey, przekonałeś mnie. - uśmiechnęłam się lekko.

∆∆∆ 

Tak jak zazwyczaj - poszliśmy do Starbucksa. Mike zamówił mi jakiś sernik i herbatę a sobie kawę. -Wykorzystuję cię. 
 -W sensie? - zmarszczył brwi. 
-Najpierw nauczyłeś mnie jeździć na deskorolce, za co jeszcze raz dziękuję, potem uratowałeś mi życie a teraz wydajesz na mnie pieniądze, to dużo. - wydęłam usta.
-Daj spokój. - machnął lekceważąco ręką. - Ważne, że nic Ci nie jest, a pieniędzmi się nie martw. - uśmiechnął się lekko. 
Mimo, że znam go krótko to go lubię. Jest na prawdę fajnym kolesiem. 
-Cholera, muszę wracać do domu.. Przepraszam. 
-Nie ma sprawy. 
-Trzymaj się. - założył kurtkę. 
-Ty też, pa. 
Chłopak wyszedł, zostawiając mnie samą. Nie chcąc siedzieć sama (byłam tu jako jedyna) zjadłam i dopiłam herbatę. Wyszłam i skierowałam się w stronę domu. Tym razem byłam bardziej ostrożna.
Po dokładnie ośmiu minutach doszłam do domu. Weszłam do środka i od razu przywitał mnie 'zapach' papierosów.
Oh, Jezu.. 
Zdjęłam buty, kurtkę i czapkę. 
-O, jesteś. - powiedział Justin. 
-Jestem. - podniosłam rękę i zachichotałam. 
Usiadłam na kanapie obok niego. 
-Dlaczego tak dużo spaliłeś? - spytałam.
 -Byłem wkurzony. - mruknął. 
-Spokojnie, przecież odpuściła. - usiadłam twarzą do niego. 
-Skąd wiesz, że tylko tak nie powiedziała? - spojrzał mi w oczy.
-Nie sądzę, żeby.. -Może przyjść do nas w każdej chwili. Przyjdzie z kimś z sądu i załóżmy, że będziemy się całować, czy coś. - pokiwał głową. 
-Uspokój się. - podniosłam głos. 
Nie mogłam słuchać tego, co mówił. Dla niego byliśmy już na straconej pozycji. Ale uda nam się. Musi się udać. Usiadłam na jego kolanach okrakiem. Spojrzał na mnie. Jego oczy były inne niż zawsze.
 Były smutne.
-Nikt mnie nikomu nie odbierze. Nawet jak tak to im ucieknę. - zachichotałam, na co mi zrównał. 
-Wiesz, jak mi poprawić humor. 
-Ah. - cmoknęłam. 
Objęłam jego twarz dłońmi i musnęłam jego usta. Szatyn od razu odwzajemnił pocałunek. Złapał moje biodra i przyciągnął mnie bliżej siebie. Jęknął cicho a ja wplątałam palce w jego gęste włosy.
 -Mm.. - mruknął. 
Justin ułożył nas tak, że ja leżałam na kanapie a on nade mną górował nade mną. Splótł moje dłonie i ułożył je nad moją głową, trzymając ją jedną swoją. Przeniósł pocałunki na moją szyję. 
-Justin.. - zaczęłam. 
-Shh. - uciszył mnie. 
-Chłopaki tam są. 
Szatyn odskoczył ode mnie i spojrzał w stronę drzwi. Jack i Harry stali patrząc na to, co robiliśmy.
 -Cholera jasna.. - mruknął Justin. 
Chłopcy zaśmiali się i usiedli na fotelach. Poprawiłam włosy i bluzkę. 
-Myślałem, że się zrzygam.- przyznał Jack. 
-To po co patrzyłeś? 
-Bo lubię. 
-Zazdrościsz i tyle. - posłałam mu przesłodzony uśmiech. 
-No przyznam, że widząc twoje umiejętności jestem pod wrażeniem, ale nie zazdrosze. - zaśmiał się. 
-Zaraz wracam. - powiedział Justin i wyszedł. 
Zaśmiałam się. 
-Bieber poszedł sobie zwalić! - krzyknął Harry, wybuchając śmiechem. 
Idioci..

∆∆∆∆∆
* - nie wiem, czy te rogale są za granicą, czy tylko w Polsce, ale nic innego nie przychodziło mi na myśl..
Hej :)
Wiem, rozdział jest dosłownie na połowę jak normalnie, ale mam jakąś blokadę w pisaniu..
Skończyłam go w tym momencie i nie sądzę, że skończyłabym go szybko więc dodaję taki.
W dodatku skończyły mi się ferie a ja mam ochotę się zabić :))))
Jest mi trudno powiedzieć, kiedy nowy rozdział, jeśli macie jakieś pytania to śmiało zadawajcie je w komentarzach ;)
   




 

poniedziałek, 8 lutego 2016

{14} I aż tyle to ukrywałeś?

Kochani waż na notatka na dole - proszę, przeczytajcie x


Justin Po'V

Wyszedłem z domu, po tym jak pocałowałem się z Ronnie i pojechałem prosto do Jack'a. 
A co tam, że jest po pierwszej. 
Jechałem na prawdę szybko, więc dotarłem do niego w dokładnie sześć minut. Czuję do Ronnie coś więcej, niż miłość rodzicielska, czy coś. Uderzałem w drzwi, dobre pięć minut. 
-Jezu, czego? - warknął. 
-Wystarczy Justin. - mruknąłem. 
Dosłownie wepchałem się do jego domu. 
-Czego ty chcesz? - położył się na kanapie. 
-Podoba mi się kurwa Ronnie. - powiedziałem na jednym wydechu. 
-To wiem, mówiłeś wcześniej. 
-Całowaliśmy się i czułem się inaczej, bro pomóż. - jęknąłem. 
-Zakochałeś się. 
-Wiem, ale to takie.. Chujowe. - burknąłem. 
-Zakazany owoc, hm? 
-Żebyś wiedział.. Nie mogę być z własną córką, do cholery kurwa jasnej! - warknąłem. 
-Skąd wiesz, może ona czuje to samo? Nic nie stoi Wam na przeszkodzie! 
-Myślę, że to, że jestem jej ojcem to wystarczająca przeszkoda. - mruknąłem. 
Między nami zapanowała cisza. Myślałem nad tym, co mam teraz zrobić, ale szczerze mówiąc - nie mam zielonego pojęcia. Chciałbym z nią być. Chciałbym móc ją całować bez przeszkód, chciałbym chodzić z nią za rękę, chciałbym się z nią kochać. Miłość to głupie uczucie.. 
-Mogę u Ciebie spać? 
-Kanapa jest wolna. - wzruszył ramionami. 
-Okey, to idź spać. - mruknąłem. 
Zdjąłem kurtkę, koszulkę i buty zostając w samych dresach. 
Przed snem jeszcze myślałem co zrobić, ale nic nie wymyśliłem


Veronica Po'V

Zjechałam "po ścianie" i ponownie się rozpłakałam. 
Ja.. Ja czuję do niego coś. I to jest nienormalne! 
Wyszedł. 
Zostawił mnie samą z tym wszystkim. 
Samą.. 
Wyjęłam telefon i wybrałam numer do Cami. Jest środek nocy, ale muszę się komuś z tego zwierzyć. 
-Halo? - jęknęła. 
-Obudziłam Cię? - pociągnęłam nosem. 
-Nie, no co ty. 
Wywróciłam oczami i wytarłam mokre policzki, po których i tak spływały łzy. 
-Ronnie, ty płaczesz? 
-Mhm. - mruknęłam cicho.
-Dlaczego, co jest? - słyszałam jak się podnosi. 
-Bo.. Całowałam się z Justinem i.. I ja go kocham. - rozpłakałam się. 
Przez chwilę w słuchawce było słychać ciszę, ale Cam ją przerwała. 
-To chyba.. Dobrze. - mruknęła.
 -To mój ojciec..
 -No i? Jeśli się kogoś kocha to nie ważne kim dla ciebie jest. 
-Cam, ale.. Jak inni to przyjmą? - szepnęłam. 
-Nie myśl o tym, a teraz już, do spania! - zaśmiała się. 
-Dobranoc, kocham Cię. - cmoknęłam i rozłączyłam się.
Wstałam z podłogi i poszłam na górę. 
Weszłam do swojego pokoju i od razu podeszłam do szafy. Wyjęłam czystą bieliznę, czarne dresowe spodenki i tego samego koloru crop top. Przebrałam się w łazience (nie miałam siły na prysznic) i wróciłam do łóżka. Położyłam się i schowałam telefon pod poduszkę. Zawaliłam totalnie szkołę przez to, co się dzieje między mną a Justinem.

∆∆∆

 Obudziłam się po dwunastej. 
Wow, chyba musiałam być na prawdę zmęczona, skoro spałam 11 godzin.. 
Leżałam chwilę wpatrując się w ścianę przede mną. Niechętnie podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam oczy piąstkami. Wstałam i skierowałam się na dół. Wszędzie było pusto i cicho. Tak, przyzwyczaiłam się do tego.. Na śniadanie zrobiłam sobie omlet na słodko z malinami, startą czekoladą i wiórkami kokosowymi. Do tego kakao i usiadłam przy stole. Powoli zjadłam swoje śniadanie i zmyłam naczynia. 
-Ałć. - syknęłam. 
Uderzyłam ręką w szafę, przez co przeszedł mnie 'prąd'. Pokiwałam głową, nie chcąc myśleć o tym, co wydarzyło się wczoraj. Usłyszałam otwieranie drzwi wejściowych. 
O nie, Justin wrócił. 
Nawet nie wiem jak mam się zachować!
-Um, hej. - powiedział, wchodząc do kuchni. 
-H-hej. - mruknęłam. 
 Kiedy chciałam wyjść z kuchni zatrzymał mnie jego głos. 
-Pogadajmy. 
 Przegryzłam wargę, nie wiedząc co zrobić. 
Bo.. O co mu może chodzić? 
Westchnęłam i usiadłam na blacie. 
-Co ci się stało? 
Spojrzałam na niego marszcząc brwi.
 -W sensie? 
-Dlaczego uciekłaś i co Ci się stało w rękę tak na prawdę? 
-Kazałeś mi iść do burdelu, porównałeś mnie do dziwki, miałam Ci się rzucić na szyję i podziękować? - prychnęłam. 
 -Dobrze wiesz, że nie miałem... 
-Nie miałeś tego na myśli, wiem. Więc po co to mówiłeś?
 -B-bo.. - urwał. 
-Bo? 
-Bo byłem kurwa zazdrosny o to, że mnie olewasz a wychodzisz z Lukiem! - krzyknął.
-Zazdrosny? - szepnęłam. 
-Tak, tak zazdrosny. Nie widzisz, że mi się podobasz? - spojrzał na mnie. 
W jego oczach mogłam dostrzec smutek i ból. Westchnęłam i zeskoczyłam z blatu. Podeszłam do niego i wtuliłam się w jego tors. Zaskoczony powoli odwzajemnił uścisk. Nawet nie wiem kiedy po moich policzkach zaczęły lecieć łzy. 
-Co to oznacza? - zapytałam. 
-Kocham Cię, ale w inny sposób.. 
-Ja... Chyba Ciebie też. - szepnęłam. 
-Więc, co teraz? 
 -Nie wiem, Justin. - pokiwałam głową i odsunęłam się. 
Stanęłam na palcach i złączyłam nasze usta razem. Włożyłam w ten pocałunek jak najwięcej uczuć. Chciałam w nim przekazać całą miłość jaką go darzę. 
-Stop. - mruknął. 
Niechętnie przerwałam pocałunek. 
-Wiesz, że nie możemy być razem? 
 -Tak, wiem. - pokiwałam głową. 
A już myślałam, że będzie tak pięknie.. 
-No chyba, że.. Będziemy to ukrywać. - uśmiechnął się lekko. 
-Mmm. - zachichotałam. - Ile to trwa? 
-Ile trwa co? 
-To, co do mnie czujesz. - przegryzłam wnętrze policzka. 
-Nie wiem.. Jakiś miesiąc. - wzruszył ramionami. 
-I aż tyle to ukrywałeś? 
-Nie mogłem nic innego zrobić. - westchnął. 
 
∆∆∆

 Założyłam biały, obcisły crop top na krótki rękaw, czarne jeansy z wysokim stanem i białe superstary. Włosy rozczesałam i zostawiłam kręcone. Lekki makijaż składający się jedynie z tuszy do rzęs i kresek. 
Tak, wyglądałam dobrze. 
Schowałam telefon do kieszeni spodni, a na głowę założyłam snack-back tył na przód. 
-Gotowa? - krzyknął. 
-Prawie! 
Schowałam do torby wszystkie potrzebne rzeczy. 
-Chodź na chwilę! 
-Co? 
-Musisz zmienić mi opatrunek. - weszłam do łazienki. 
Wyjęłam małą apteczkę, którą wczoraj dostałam. Justin powoli zmienił mój opatrunek (oczywiście nie obyło się od krzyków i przekleństw z mojej strony). Na koniec popsikałam się perfumami i wyszłam z pokoju. Musiałam poczekać chwilę na Justina, który "musiał się odlać".
Szatyn ubrany był w czarne dresy/spodnie jakby skórzane, czarny T-shirt, koszulę w kratę i czarne supry. Na jego głowie również był snack-back i też daszkiem do tyłu. 
Tak się dopasowaliśmy! 
-Idziemy? 
-Ta, idź już do auta. - powiedział. 
Wywróciłam oczami i wyszłam z domu. Oparłam się o samochód i czekałam na Justina, patrząc na swoje paznokcie. Nie wiem gdzie chce mnie zabrać i szczerze - stresuję się jak cholera.

∆∆∆

Po około dwudziestu minutach dojechaliśmy na jakąś łąkę/polanę nie wiem.. Wysiadłam równo z Justinem. 
-Stój. - powiedział. 
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego. 
-Co? 
-Zawiążę Ci oczy. - pomachał czarną chustą. 
-Co? Nie! Zniszczysz mi makijaż! - fuknęłam. 
Szatyn westchnął i wywrócił oczami. 
-Ale zamknij oczy, okey? 
-Dobra. - burknęłam. 
Zamknęłam oczy i czekałam na niego bo coś robił (oczywiście nie powiedział mi co) i trzymając mnie za rękę, poszliśmy przed siebie. 
-Daleko to? 
-Nie, zaraz będziemy. - odchrząknął. 
Ha, stresował się! 
Po chwili zatrzymał się i kazał mi nadal nie otwierając oczu, więc tak zrobiłam. Stałam, nic nie robiąc. Było dziś strasznie ciepło i w tym momencie żałowałam, że założyłam jeansy. 
-Idź przed siebie, ale powoli! - usłyszałam. 
Przegryzłam wargę i wolnym krokiem ruszyłam przed siebie. Postawiłam zaledwie z dziesięć kroków a on kazał mi się zatrzymać. 
Głupek.
-Możesz otworzyć oczy. 
Przegryzłam wnętrze policzka i powoli uchyliłam powieki. Przyłożyłam dłoń do ust bo - cholera tu było pięknie. Przede mną było jezioro, które błyszczało przed padające na nie słońce. Po mojej prawej był pomost a po lewej ogromne drzewo, dzięki któremu padał cień. Rozejrzałam się ponownie, szukając wzrokiem Justina. 
-Jezus, Justin.
 Poczułam jak jego ręce obejmują mnie w tali.
 -Podoba Ci się? 
-Tak, jest prześlicznie. - szepnęłam. 
Odwróciłam się przodem do niego i spojrzałam w jego oczy. 
-Jak to znalazłeś? 
-Tajemnica. - szepnął. 
W tym momencie chłopak złączył nasze usta. Musiałam ustać na palcach, bo ledwo dosięgałam. Oplotłam ręce wokół jego szyi a on mnie podniósł. Zaczął iść przed siebie i poszedł do małej altanki, gdzie posadził mnie na stole. Justin jak to Justin - działał szybko. Przeniósł swoje pocałunki na moją szyję. Odchyliłam głowę do tyłu, przez co spadła mi czapka, ale zignorowałam to. 
-Justin.. - jęknęłam.
Przyciągnęłam jego twarz do siebie, ponownie go całując. Nie dość, że jest gorąco to dzięki niemu właśnie się gotuję, przysięgam. 
-Ronnie, stop. - szepnął. 
-Czemu? 
-Bo nie będę umiał później przestać. - powiedział szybko. 
Poprawiłam swoje włosy i założyłam czapkę. 
-Chodź. - złapał mnie za rękę. 
Usiedliśmy na kocu, rozłożonym pod drzewem. Justin postawił koszyk i wyjął z niego butelkę wody dla mnie i colę dla siebie. Wypiłam prawie pół butelki, bo byłam spragniona przez ten upał. 
-Gorąco mi. - jęknęłam. 
-Czyżbym tak na ciebie działał? 
-Pieprz się. - prychnęłam. 
-Dawaj. Spojrzałam na niego niedowierzając. 
-Jesteś chory. - pokiwałam głową. 
-Ale mnie kochasz. - wzruszył ramionami.

∆∆∆

Po sześciu godzinach - tzn około dwudziestej drugiej wróciliśmy do domu. 
Pierwsze co zrobiłam to poszłam do siebie i zdjęłam spodnie. 
Otworzyłam w pokoju okno i wzięłam białą, koronkową bieliznę. 
W łazience wzięłam szybki prysznic i zmyłam makijaż. 
Ubrana tylko w bieliznę (miałam plan) zeszłam na dół. 
Justin oczywiście siedział przed telewizorem (co nie jest żadną nowością). 
Kiedy na mnie spojrzał przegryzł wargę. 
No to zaczynamy.  


Justin Po'V

-Veronica, mówiłem, żebyś nie chodziła.. 
-Daj spokój, wiem, że to kochasz. - mruknęła. 
Podeszła bliżej i usiadła na moich kolanach i zabrała puszkę. Wypiła kilka łyków. Chciałem jej to wyrwać, ale nie dała za wygraną. Kiedy ją wypiła rzuciła na stół i spojrzała na mnie. 
 -Nie powinnaś pić.. - pogłaskałem ją po policzku. 
-Owszem, ale chciałam. 
-Nie kręć się tak. - westchnąłem. 
 Siedziała centralnie na moim przyrodzeniu. Nie powiem, co teraz się dzieje w moich bokserkach.
 -Wiesz.. - zaczęła. - Mam propozycję, ale nie sądzę, że się zgodzisz.. 
-Powiedz. 
-Um, okey. Co ty na to.. 
 Złapała mojego penisa i lekko zacisnęła na nim dłoń. Zamknąłem oczy i odchyliłem głowę w tył. 
-Nie. - powiedziałem. 
 -Co, nie?
 -Nie możemy. - spojrzałem w jej oczy. 
 -Pierdolenie.. - prychnęła. - Zrobię coś dla ciebie. - mruknęła do mojego ucha, lekko przegryzając jego płatek. 
Zeszła ze mnie i uklękła pomiędzy moimi nogami. Złapała gumkę od moich bokserek i zaczęła je zdejmować. 
-Ronnie, co ty robisz do cholery? - warknąłem. 
-Sprawiam Ci przyjemność. 
 -Nie moż.. 
Urwałem kiedy poczułem jak jej usta dotykają JEGO. Polizała go a potem wsadziła do ust. 
-Kurwa.. - jęknąłem. 
 Złapałem za tył jej głowy i wplątałem palce we włosy. Pomagałem jej. Spuściłem się do jej gardła a ona bezproblemowo to połknęła i oblizała usta. 
-To było.. 
-Zajebiste, wiem. - uśmiechnęła się. 
Pocałowała delikatnie moje usta a potem pociągnęła moją wargę do siebie. 
 -Dobranoc. - szepnęła.* 
Nadal byłem w szoku, że zrobiła coś takiego i, że na to pozwoliłem. Szybko założyłem bokserki. Kurwa, miałem jakiś proroczy sen. 
Pamiętam, że to mi się śniło. Wyłączyłem telewizor i wszedłem na górę. No to, czas się odwdzięczyć. Poszedłem do pokoju Ronnie, nawet nie wysiliłem się, żeby zapukać. 
-Co ty tu robisz? 
Nie odpowiedziałem, zamiast tego wpiłem się w jej usta, pchając ją na łóżko. 
-Chyba nie będziemy się bzykać? 
-Nie, ale muszę Ci się odwdzięczyć. - powiedziałem.
-Co masz na myśli? 
-Zrobię Ci dobrze, kochanie. - szepnąłem. 
Zacząłem całować jej szyję i obojczyki. Stopniowo schodziłem na dół z pocałunkami aż dotarłem do gumki od jej majtek. Położyłem ją wygodniej. Po chwili jej dolna bielizna leżała obok łóżka a ja byłem na przeciwko jej strefy intymnej. 
-Justin, ale... 
Nie dokończyła bo dotknąłem językiem jej łechtaczki. Jęknęła głośno (i pewnie słyszeli ją przechodni, bo jest otwarte okno) a ja lekko się uśmiechnąłem. Robiłem różne "wzorki" ssałem i lizałem jej kobiecość i otrzymywałem w zamian jej jęki, które były jak melodia dla moich uchu.
 Mogłem to nagrać i ustawić sobie na dzwonek, czy coś. 
Po niedługiej chwili (kiedy miała dojść) wplątała palce w moje włosy. Jęknąłem, równie z nią. 
-Jezu, Justin.. - jęknęła. 
Brunetka wypuściła soki, które wylizałem. 
Pokiwałem głowa i przysunąłem moją twarz do jej. Złączyłem nasze usta. 
-Ojciec z córką. - szepnęła. 
Westchnąłem i podniosłem jej majtki, które założyła. 
-Kocham cię. - powiedziałem.
 -Wiem.. - westchnęła. 
Ronnie przytuliła się do mnie i ziewnęła. 
-Jesteś zmęczona? 
-Mhm. 
-Kładź się spać, maluchu. 
-Maluchu? Serio? - odsunęła się. 
Pokiwałem głową. 
-Ahh, czyli robiłeś minetkę maluchowi? Pedofil. - wypięła mi język. 
Korzystając z okazji, pocałowałem ją. 
-Idź spać. - powiedziałem. 
-Pod warunkiem, że położysz się ze mną. 
-Okey. 
 Położyliśmy się do łóżka i Veronica zgasiła lampkę nocną. 
-Dobranoc, Justin. - szepnęła, kładąc głowę na moim torsie. 
-Dobranoc, skarbie. - pocałowałem ją w głowę. 
Nie minęło nawet dziesięć minut a ja zasnąłem. 


∆∆∆∆∆
* sen Justina.
Hej!
Nie mam kompletnie  na nic ochoty..
Mimo, że mam ferie nie chce mi się nic robić, dosłownie.

ALE!
Chciałabym Wam bardzo podziękować za 22k wejść na bloga!
Jesteśmy gdzieś w połowie opowiadania, więc na koniec może być naprawdę duża ilość, co mnie bardzo cieszy <3
Dziękuję również osobom, które komentują każdy rozdział, to dzięki Wam tutaj jestem :)
 
Jesteśmy już na 14 rozdziale i muszę Wam powiedzieć,  że nie sądziłam, że to opowiadanie odniesie aż tak duży sukces!
No bo fabuła i inne takie - w sensie kazirodztwo nie wszystkich to ciekawi a wy jednak jesteście ze mną!
 Z  racji tego, jak ładnie skomentujecie mi ten rozdział to postaram się go dodać w tym tygodniu :)

Miałam się nie rozpisywać :'))
Do następnego misiaczki ;*   

 


 
 
 
 

poniedziałek, 1 lutego 2016

xx

Kochani! :D

Zapraszam Was na pierwszy rozdział na nowym blogu - tzn drugiej części alaylm!
Mam nadzieje, ze Wam się spodoba xx
link:  KLIK