wtorek, 15 grudnia 2015

{4} Nie lubię go okłamywać, ale w tej sytuacji akurat muszę.

Z góry przepraszam, że tak długo nie było rozdziału. W notatce na dole jest wszystko wyjaśnione :)


Veronica Po'V

Weszłam wkurzona do domu. Jakim kurwa prawem on się wtrąca w moje życie? Ja mu nie mówię kogo ma pieprzyć! Kiedy byłam już w połowie schodów zatrzymał mnie głos Justina. 
-Halo, gdzie się wybierasz? 
-Zamknij mordę. - warknęłam. 
-Chyba komuś się okres zbliża. - usłyszałam. 
Idiota. 
Celowo trzasnęłam drzwiami od pokoju. Rzuciłam torbę w kąt i usiadłam na łóżku. Westchnęłam głośno. 
Mimo, że go kocham umie wkurwić mnie jak nikt inny. 
Odpuszczę sobie spotkanie z Jakiem. Wybrałam numer do Cami. 
-I co? Powiedziałaś mu? - spytała od razu. 
-Weszłam do pokoju. Nie będę mu o niczym mówić. - prychnęłam. - Przyjdę do Ciebie i wyjdziemy gdzie z Lukiem, co ty na to? - przegryzłam wargę. 
-Dopiero weszłam do domu, ale okey. Przyjdź do mnie i złożymy Lukowi wizytę. - zachichotała. 
-Okey, będę za pół godziny.
Wyjęłam z szafy czarne, dresowe spodenki z białymi wstawkami i czarną koszulkę na krótki rękaw. Nie będę się jakoś szczególnie "stroić" na wyjście z nimi bo pewnie to się skończy tak że będę cała brudna. Założyłam wyjęłam ubrania. W łazience rozczesałam włosy. Zeszłam na dół. 
-Pogadasz ze mną? 
Ustałam tak, żeby go dobrze widzieć. 
-Hmm.. Nie. - warknęłam. 
-Ronnie.. 
-Nic między nami nie ma! Kurwa, ja cię nie sprawdzam z kim się pieprzysz czy Bóg wie co jeszcze! - wrzasnęłam. 
-Nie drzyj się, do cholery. - usłyszałam.
 Odwróciłam się i zobaczyłam wszystkich chłopaków. W tym Jake. 
-Spieprzaj. - warknęłam. 
Założyłam czarne, długie conversy i schowałam telefon do tylnej kieszeni spodenek. 
-Wychodzisz? - spytał cicho Jake. 
-Tak, nie mów mi nic o nas. - dałam mu szybko buziaka z policzek. 
Wyszłam z domu. Szłam szybko, dlatego do Camili doszłam po dziesięciu minutach. Zadzwoniłam dzwonkiem. Otworzyła mi jej mama. 
-Dzień Dobry. - powiedziałam. 
-Hej, Ronnie. Wejdź. - przepuściła mnie w drzwiach. - Camila jest i siebie. 
 -Okey, dziękuję. - posłałam jej lekki uśmiech i weszłam schodami na górę.
Od razu weszłam do jej pokoju. 
-Kurwa mać, no! - krzyknęła. 
Była bez bluzki. 
Ups? 
-To ja. - zaśmiałam się. 
-Myślałam, że matka.. - westchnęła i założyła różowy T-shirt. Oprócz tego miała białe, krótkie spodenki. Poczekałam chwilę, aż blondynka się zbierze i obie wyszłyśmy z domu. 
-Pa! - krzyknęła i pośpiesznie wyszła. 
Nie wiem czemu ona tak nie lubi swojej mamy. 
Przecież ona jest na prawdę bardzo miłą i fajną kobietą..
-Idziemy po tego debila? - spytała, zakładając okulary przeciwsłoneczne. 
-Tak. - zachichotałam. 
Cami i Luke kłócili się non stop. Oczywiście ja zawsze musiałam załagodzić każdą kłótnię. Po dziesięciu minutach doszłyśmy pod blok, w którym mieszkał nasz przyjaciel. Wcisnęłam guzik z liczbą 9. Tak, mieszkał na dziewiątym piętrze. Postanowiłyśmy, że pójdziemy do parku a potem na pizze lub lody. W zależności, czy będziemy głodni. Winda zatrzymała się na wybranym piętrze i wysiadłyśmy. Zapukałam do drzwi i po kilku bądź kilkunasty sekundach stanął w nich Luke. 
-Siema. - powiedziała, wchodząc do środka. 
Luke od skończenia osiemnastu lat mieszka sam. W sumie to dobrze, bo można robić, co się chcę. -Hej? 
-Zbieraj się, idziemy. - powiedziała Cam. 
-Gdzie znowu? - jęknął. - Jeśli pójdziemy do centrum zaczniecie latać po sklepach a ja będę za wami chodził jak ten idiota. - sapnął. 
-Idziemy do parku. - westchnęłam. 
-Rusz tą jebaną dupę, no. - syknęła Camila. 
Co jak co, ale ona jest strasznie nerwowa. 
-Oczywiście Camila ma zawsze okres. - prychnął. 
 Co oni mają z tym okresem?
-Zamknij się. 
-Skończcie w końcu! - krzyknęłam.
 Nawet nie wiecie jak ja nienawidziłam ich kłótni.
Luke zebrał się w dziesięć minut i wszyscy razem wyszliśmy z jego mieszkania. Zjechaliśmy windą na dół. 
-Gdzie idziemy? - spytał. 
-Na pizze! - powiedziała Cam. 
-Okey, na pizze. - odpowiedziałam, przerzucając wszystkie swoje włosy do tyłu. 
Do pizzerii doszliśmy pod piętnastu minutach. W drodze przez przypadek powiedziałam o Jake'u a Luke nic nie wiedział. 
Cholera, ja zawsze za dużo mówię. 
Zajęliśmy miejsca, a ja wzięłam do ręki menu. Po kilku minutach zdecydowaliśmy się na pizze z serem, szynką i kukurydzą. 
-No to co z Jakiem? 
 -Powiedz mu. - wywróciła oczami. 
-No.. Um.. - zaczęłam się jąkać. - No my jesteśmy razem. - zakryłam twarz dłońmi.
 Zobaczyłam jak jego mięśnie lekko się napinają i zaciska szczękę. Wiedziałam, że mu się to nie spodoba.. Wstał i podszedł do lady. Razem z przyjaciółką zmarszczyłyśmy brwi.
-A jemu co? 
-Chory psychicznie. - prychnęła. 
Po chwili chłopak wrócił do nas z kartką i długopisem.
 Aha? 
-No to teraz pokażę ci pewien schemat. Zarysował dwójkę ludzików.
 -To ty, to on. - wskazał. 
Potem dorysował mnie na łóżku. 
Potem go na mnie.
 Potem mnie samą i złamane serce. 
-Ronnie, chce ci przez to powiedzieć, że on chce cię tylko przelecieć i zostawić. Jestem tego pewny. - zgniótł kartkę.
 -Ufam mu. - mruknęłam.
 -Ale ja nie. Pamiętaj, uważaj na siebie. - spojrzał na mnie. 
W jego oczach widziałam smutek. Martwił się o mnie. To urocze. Po dziesięciu minutach przyszła kelnerka z naszą pizzą. Luke dosłownie gwałcił ją wzrokiem. 
-Nie patrz się tak, bo zaraz ci stanie. - mruknęła Cam. 
Zaczyna się.. 
-Na twój widok mi nie staje, więc się ciesz. - powiedział, biorąc kawałek pizzy. 
Po zjedzonym posiłku wszyscy razem wyszliśmy z pizzerii. Mamy zamiar iść do skate parku. Pomińmy fakt, że żadne z nas nie ma deskorolki ni nic z tych rzeczy. Doszliśmy na miejsce po pięciu minutach. Usiadłam przy Camili na jednej z ramp, na której akurat nikt nie jeździł. 
-Cholera, ile tu przystojniaków! - pisnęła.
Kilku chłopaków spojrzało w naszą stronę z uśmiechem na twarzy. 
Cholera, aż się gorąco zrobiło.. 
-Jestem Mike. - podszedł do mnie. 
-Veronica, dla znajomych Ronnie. - podałam mu dłoń, którą uścisnął. 
-Jeździsz? - wskazał na deskę. 
-Nie, nie umiem. 
-Nauczyć cię? To proste, pół godziny i będziesz umieć. - zaśmiał się cicho. 
O mamo... 
-Idź. - Cami uderzyła mnie łokciem w żebra. 
-W takim razie, chodźmy. - uśmiechnęłam się. 
Właśnie w tym momencie cieszę się, że ubrałam się tak, jak się ubrałam. 
-Ustań. - wskazał. 
Ostrożnie ustałam na deskorolce. Boję się. 
Z moim szczęściem to będę jeździć, ale twarzą po ziemi, chyba. 
Zacisnęłam pięść na ramieniu Mike'a. 
-Spokojnie, jestem kilkanaście centymetrów nad ziemią. - zachichotał. 
Jego śmiech.. 
Żałujcie, że nie możecie go usłyszeć.. 
-Teraz się lekko popchnę i musisz utrzymać równowagę. - ułożył dłonie na moich biodrach. 
-Nie! - zaprzeczyłam. 
-Obiecuję, że dasz sobie radę. - spojrzał w moje oczy. 
Pokiwałam lekko głową. Szatyn pchnął mnie lekko. Utrzymałam równowagę. 
Wow, brawo ja! 
-Ale super! - zaśmiałam się. -No to teraz będziesz musiała się odepchnąć. Pokażę ci. 
Ustałam, patrząc jak Mike wchodzi na deskę. Odepchnął się nogą dwa razy, dzięki czemu jechał. -Rozumiesz? 
-Chyba. - przegryzłam wargę. 
-Spróbuj. - wskazał dłonią na deskorolkę. 
Cholera, pomocy. 
Jestem pewna, że jak mi nie wyjdzie wszyscy będą się ze mnie śmiać. 
-W razie czego, złapię cię. 
 Wzięłam głęboki oddech i ustałam. Odepchnęłam się, ale od razu poleciałam do tyłu a deska do przodu. Mike szybko mnie złapał. Zamknęłam oczy i wciągnęłam powietrze. 
-W porządku? - spytał. 
-Tak, jestem cała. - otworzyłam oczy. 
-Jesteś śliczna. - szepnął. 
Patrzyliśmy na siebie. 
-Dzięki. Ty też jesteś niczego sobie. - uśmiechnęłam się. 
-Dobra, to jeszcze raz. - ustaliśmy prosto. - Poczekaj. - pobiegł po deskorolkę, która mi "uciekła".
 -Tym razem uważaj! Nie chcemy, żebyś się połamała. - zachichotał. 

∆∆∆

Po piętnastu minutach już wszystko szło mi dobrze. Dowiedziałam się, że Mike ma dziewiętnaście lat. Pracuje jako mechanik. Jest na prawdę spoko. 
-Nie mam już siły. - jęknęłam. 
-Ostatni raz i zjedziesz z tej rampy. - wskazał na nią palcem. 
-Nie ma takiej opcji! - spanikowałam. 
-Dasz sobie rade, Ronnie, nie po to ćwiczyliśmy przez pół godziny. - westchnął. 
-Ale moi przyjacie... 
-Ta dziewczyna siedzi z moim kolegą a tamten koleś to nie wiem co robi. - wzruszył ramionami. - Pięć minut. - spojrzał na mnie. 
-Dobra. - poddałam się.  
Jeździć (po "płaskiej" powierzchni) umiem. Poćwiczyłam również zjeżdżanie z najniższej rampy (która swoją drogą jest dla dzieci) i nie jest źle. 
-Okey, dawaj. - powiedział. 
Weszłam na górę jednej z można powiedzieć przeciętnych ramp. 
-Dasz rade! - pokazał mi kciuki w górę. 
Ustałam na deskorolce i zjechałam w dół.
 Żyję!! 
Ogólnie poszło mi dobrze i stwierdzam, że chcę się nauczyć więcej, ale to nie dziś. 
-Dzięki za wszystko. - powiedziałam, uśmiechając się lekko. 
-Cała przyjemność po mojej stronie. - uśmiechnął się szeroko, pokazując szereg śnieżnobiałych zębów. 
Tak na marginesie - jest cholernie przystojny i chciałabym go pocałować. 
Nie miejcie mnie, za jakąś dziwkę czy coś. Po prostu.. Ugh chyba każda z Was powinna mnie zrozumieć. 
-Zobaczymy się jeszcze? 
-Możliwe. - mruknęłam. 
-Dobra, ja spadam. - poklepał mnie po ramieniu. 
-Pa! - powiedziałam, kiedy nieco się oddalił. 
Pobiegłam do Cami, żeby wszystko jej opowiedzieć. 
-Camila! - krzyknęłam. 
Dziewczyna o dziwo podbiegła do mnie. 
-I co?! - zapytała. 
-Nauczył mnie jeździć i raczej widziałaś wszystko.
 -Jak się prawie przewaliłaś a on cię złapał.. Myślałam, że cię pocałuję a tu co? Gówno! Cholera, gorący był. - zachichotała. 
Oj Camila i te jej brudne myśli.. 
Znalazłyśmy Luka, który jeździł z jakimiś chłopakami na deskach, dlatego tylko się z nim pożegnałyśmy i każda z nas wróciła do swojego domu. Kiedy weszłam poczułam zapach papierosów i piw. 
Aha, czyli będzie ciekawie..
 Zdjęłam buty i wolnym krokiem poszłam do salonu. Chłopaki (już wstawieni) siedzieli na kanapie oglądając coś w telewizji. Albo mecz, albo jakieś laski ewentualnie pornosy. Najtrafniejsza jest myśl druga. Bynajmniej tak myślę. 
-O jest moja córcia! - krzyknął Justin.
 Zmieniam zdanie - Justin jest już najebany w trzy dupy.. 
-Chłopcy idźcie już. Ja idę spać, wam też radzę. - mruknął. 
Szatyn wstał i zaczął wchodzić na górę co jakiś czas potykając się o własne nogi. 
Aż przykro patrzeć.. 
Jack i Harry wyszli, nawet się ze mną nie żegnając. Może to i lepiej. Widząc, że Jake siedzi w salonie dosłownie tam pobiegłam. Nie był pijany, może lekko wstawiony. On zawsze pił z nich wszystkich najmniej. 
-Cześć. - usiadłam obok niego. 
-Ronnie. - uśmiechnął się. - Cześć. 
 -Justin poszedł spać? - spytałam. 
-Bynajmniej tak mówił, pewności nie mam. 
-Mhm. 
Przysunęłam się bliżej niego. Chwilę po tym złączyłam nasze usta w słodkim pocałunku. Jake, jak zwykle pewny siebie posadził mnie na swoich kolanach okrakiem. 
On całuję.. Nie da się tego opisać! 
Uchyliłam nieco usta, dzięki czemu nasze języki ze sobą "walczyły". Pocałunek był zachłanny, lecz romantyczny. Złapałam jego wargę w zęby i pociągnęłam do siebie, na co jęknął. Cholera.. Położył mnie na kanapie i zawisł nad moim ciałem. Przerwaliśmy pocałunek na dosłownie pięć sekund, żeby złapać trochę powietrza. Ponownie (nie, żebym narzekała) złączył nasze usta. Jego dłonie wślizgnęły się pod moją koszulkę. Delikatnie masował moje boki, co sprawiało mi w pewnym sensie przyjemność. Kiedy chciał złapać za moją pierś, przerwałam pocałunek. 
-Nie, Jake. - wydyszałam. 
-Przepraszam. - usiadł na swoim poprzednim miejscu. 
-Jest w porządku, nie śpieszmy się. - poprawiłam ubranie. 
Spojrzałam na niego. 
Wyglądał dziś CUDOWNIE. Miał na sobie czarne rurki, białe adidasy, białą koszulkę i jeansową kurtkę. Włosy jak zawsze zaczesane do góry. Przegryzłam wargę, dalej na niego patrząc. 
 -Obczajasz mnie. - zachichotał. 
-Może. - uśmiechnęłam się. 
-Misiek, ja zmykam. Jutro się widzimy, prawda? -spytał. 
-Pewnie! - uśmiechnęłam się szeroko. 
Odprowadziłam bruneta do drzwi. Na pożegnanie dałam mu buziaka. Chłopak szedł piechotą. 
Przecież to jest strasznie daleko.. 
Wywróciłam oczami na jego bezmyślność (tak wiem, że pił ale mógł zamówić taksówkę) i wbiegłam schodami na górę. 
Od razu wyjęłam z szuflady czystą bieliznę i weszłam z nią do łazienki. Zdjęłam z siebie wszystko i zamknęłam drzwi na klucz. Weszłam do kabiny prysznicowej i odkręciłam wodę. Wzięłam do ręki czekoladowy żel i dokładnie umyłam nim ciało. Włosy umyłam szamponem a potem spłukałam powstałą pianę. 
Wyszłam z łazienki owijając się ręcznikiem. Wytarłam dokładnie ciało i założyłam wcześniej wyjętą bieliznę. Włosy zebrałam w koka na czubku głowy (nie chciało mi się ich suszyć) i wróciłam do pokoju. Z szafy wyjęłam bordowy crop top i założyłam go na siebie. Jest dopiero przed dwudziestą, a ja dosłownie zasypiam na stojąco. 
A jeszcze lekcje.. Pomocy! 
Usiadłam przy biurku i wyjęłam zeszyt z matematyki. Odrobiłam wszystkie zadania, tak samo z historii i spakowałam się. Plus jest taki, że jutro mam na dziesiątą! Kocham wtorki, wtedy mam najlepsze lekcje.
Otworzyłam okno (codzienny rytuał) i weszłam na dół. 
Śmierdzi fajkami..
 Z głośnym westchnięciem weszłam do kuchni. Wzięłam banana, obrałam go ze skórki i zjadłam. Nalałam wody do czajnika elektrycznego i wstawiłam wodę. Wyjęłam czystą szklankę. Wsypałam do niej łyżeczkę (liści) zielonej herbaty z pomarańczą. Czekając aż woda się zagotuje usiadłam na blacie i zaczęłam przyglądać się moim paznokciom, które w tej chwili wydawały się być bardzo ciekawe. Kiedy woda się zagotowała, wlałam wody do szklanki i usiadłam przy stole. Pobiegłam na górę po telefon. Miałam jednego nieodczytanego sms'a. 

Jake: Co robisz?
 Ja: Piję herbatę, a co? 
Jake: Może pójdziemy gdzieś? (͡° ͜ʖ ͡°) 
Ja: Z takim zboczeńcem jak ty? Nigdy! 
Jake: Ja zboczony? Ranisz.. 
Ja: W każdym razie, umyłam się i mam mokre włosy.. 
Jake: No proszę :( 
Ja: Ugh.. Jesteś pijany, a daleko, żeby chodzić..
 Jake: Wypiłem dwa piwa, nie jestem pijany. 
Ja: Skoro sądzisz, że się nie zabijesz, to przyjedź, za pół godziny.. 
Jake: Jasne! Ubierz się ładnie ;D 
Ja: Pieprz się. 
 Jake: Zawsze i wszędzie, mała.

∆∆∆

Wyjęłam z szafy białą sukienkę bez ramiączek, sięgającą mi do połowy uda i srebrne szpilki. Nie wiem gdzie mnie zabiera, ale zjadłabym coś. 
Matko, jem i ciągle myślę o jedzeniu.. 
Założyłam wybrane rzeczy i weszłam do łazienki. Makijaż spłynął mi podczas prysznica, dlaczego muszę robić kolejny.. Nałożyłam podkład, puder, bronzer, pomalowałam rzęsy i usta pomadką i zapachu i smaku mango. Włosy wysuszyłam i rozczesałam. Wyglądam dobrze. Wzięłam białą torbę z schowałam do niej wszystkie ważne rzeczy. Usłyszałam klakson, co oznacza, że Jake już jest. Wyrwałam kartkę z zeszytu i napisałam Justinowi, że wyszłam na dwór ze znajomymi. 
Nie lubię go okłamywać ale w tej sytuacji akurat muszę. 
Zajrzałam do jego sypialni. 
Spał. 
Pokiwałam głową i zamknęłam drzwi. Karteczkę położyłam na blacie w kuchni. Szybkim krokiem wyszłam z domu. Miałam rację. Brunet już na mnie czekał. Palił papierosa, opierając się o maskę. 
Cholera...
-Siema. - powiedział. 
-Widzieliśmy się już dziś, dwa razy. - zachichotałam. 
-Bieber śpi? 
-Tak, jak zabity. - pokiwałam głową. - Gdzie mnie zabierasz? 
-Nie mogę ci powiedzieć. - uśmiechnął się lekko. 
-No weź, bo z tobą nie pojadę! 
-Wsiadaj, zaraz ci powiem. 
Tak zrobiłam. Czekałam chwilę, aż chłopak się odezwie. 
-Powiem ci tylko, że to coś związan.. 
-Z jedzeniem? 
-Tak. - zaśmiał się. 
-Oo, no i to mi się podoba. - uśmiechnęłam się szeroko. 
Dopiero teraz zauważyłam, jak dobrze wyglądał. To znaczy tak jak wcześniej, ale.. Ten outfit jest zajebisty! 
Dojechaliśmy w piętnaście minut. Byliśmy jakieś restauracji, ale szczerze nigdy w tym miejscu nie byłam.. Weszliśmy do środka i zajęliśmy jeden z wolnych stolików. 
Szykuje się, ciekawa randka..


∆∆∆∆∆
Hejka ^^
Napisałam ten rozdział już w niedzielę, ale wtedy miałam do załatwienia sprawy rodzinne a wczoraj czułam się po prostu okropnie..
W każdym bądź razie, bardzo Was przepraszam.
Jak rozdział? 
Ja jestem z niego zadowolona :)
JUŻ ZA 2 DNI ZACZYNA SIĘ SPRZEDAŻ BILETÓW NA PURPOSE TOUR!
 



 




18 komentarzy:

  1. OMG LUKE JEST ZAZDROSNY!
    Genialny, zresztą jak zawsze :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny <3333 czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski!!!
    Ale czekam jak Justin wkroczy do akcji: 3

    OdpowiedzUsuń
  4. No, no, no! Coraz bardziej nie mogę się doczekać jak Justin wkroczy do akcji, bo wtedy tak naprawdę zacznie się 'przygoda'! ;D
    Nowy koleś Mike i jego nauka jeżdżenia na deskorolce? Brzmi fajnie, ale ten typek jest dziwny. Nie pytaj, nie wnikaj. xd
    Lukaś zazdrosny! Tego się nie spodziewałam, chętnie bym ich zobaczyłam razem ale teraz to jestem team Ronnie-Jake. :D
    Ja nie jadę na koncert. Może to dlatego, że nie mam skończonych tylu lat, rodzice by mnie nie puścili i nie mam kasy. T^T LAJF IS BRUTAL.
    Czekam na kolejny, weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bd miała skończe 15 i muszę znaleść opiekuna xD
      Dziękuję za miłe słowa kochanie <3

      Usuń
  5. Super, czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. o matko ! Świetny!
    Musze nadrobić bo dawno tego nie czytałam :D

    OdpowiedzUsuń